Karta, którą trzymałam
w ręce upadła na podłogę. Patrzyłam na leżącego na łóżku chłopaka i nie mogłam
uwierzyć, że to James… Ocknęłam się, gdy otworzył oczy. Schyliłam się po leżący
na podłodze przedmiot i odłożyłam go na miejsce. Maslow spojrzał na mnie i
najwyraźniej nie mógł uwierzyć, że tu stoję. Chciał się podnieść, lecz syknął z
bólu i zrezygnował. Powoli usiadłam przy łóżku.
- Co ty tu robisz – zapytał.
- Gdyby nie ty, nie było by
mnie tutaj… James…, dlaczego?
Chłopak odwrócił głowę. Cierpliwie
czekałam na odpowiedź.
- Gdy napisałem ci esa, że
wyjeżdżam, skłamałem… Zdenerwowałem się i wziąłem amfetaminę. Nie mogłem bez
ciebie żyć… przyszedłem wtedy do ciebie i… sama wiesz, co się stało. Gdy mnie
zabrali, wykryli narkotyk we krwi i zamknęli mnie, aż dojdę do siebie… Ta
policjantka była dosyć miła. Powiedziała, że nigdy nie byłem karany i zapytała,
czemu to zrobiłem… opowiedziałem jej o tobie, a jej zrobiło się mnie żal i
wypuściła mnie… Ona kompletnie nie nadaje się do tego zawodu… Postanowiłem
zapomnieć o tym, co ci zrobiłem i poszedłem do kina. Pech chciał, że ty też tam
byłaś. Wszystko widziałem… Jak ten Nathan coś kombinuje i później, jak…
obściskuje się z tą dziewczyną… Wkurzyłem się… Postanowiłem, że zemszczę się na
nim za to, co ci zrobił… Wiedziałem, że go kochasz, a on… wyskakuje z takim
czymś… Następnego dnia rano wybrałem się motorem na miasto. Gdy wracałem,
spotkałem starego znajomego. Rozmawiałem z nim i wtedy… oni wracali do domu
samochodem. W jednej chwili mnie olśniło… pożegnałem się z nim i założyłem
kask. Wiedziałem, że prawdopodobnie tego nie przeżyję, ale na samo wspomnienie
wczorajszego kina… Nathan akurat siedział najbliżej, więc dodałem gazu i… stało
się. Teraz na sto procent pójdę siedzieć…
Słuchałam go uważnie.
Próbowałam zrozumieć… pojedyncza łza przecięła mój policzek…
- James…
- Skoro widzimy się ostatni
raz… - zaczął, po czym powoli się podniósł.
Przerażona odsunęłam się.
- …przepraszam, że to zrobię…,
ale więcej się nie zobaczymy… - powiedział, po czym wstał z łóżka, złapał mnie
w talii… i powoli pocałował.
Jeszcze dobrze nie otrząsnęłam
się z szoku, że to on w nich wjechał i jeszcze to jego wyznanie, a ten teraz
mnie tu… Odsunęłam go.
- Połóż się – powiedziałam
przez łzy.
Chłopak zrobił, co kazałam.
- Nie powinieneś był tego
robić…
- Nie zapomnę o tobie.
Nie wytrzymałam. Musiałam stąd
jak najszybciej wyjść. O dziwo nie zastałam na krześle siedzącego policjanta.
Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam kogoś innego.
- Seev…?
- Kto to był.
- Ja go nie pocałowałam. Ja
nic mu nie powiedziałam. On sam do mnie…
- Uspokój się – podszedł do
mnie – pytam tylko, kto to był.
- To James… on spowodował
wypadek.
- … Słucham?!
- Sama w to nie wierzę… A ty
co tu taj robisz?
- Zabrali mnie na badania,
które nie wykazały żadnych uszkodzeń wewnętrznych. Lekarz powiedział, że mogę
się przespacerować. Zresztą Marc przyjechał i zaprowadziłem go do Nath'a.
- Cieszę się, że nic ci nie
jest – uśmiechnęłam się ciepło.
Nagle zza rogu wybiegło dwóch
lekarzy i kilka pielęgniarek. Błagałam, żeby nie skręcili do… Cholera!
Spojrzeliśmy po sobie i ruszyliśmy w ich kierunku.
- Co się stało? – zapytałam
przestraszona.
- Stan pana Nath'a znacznie się
poprawił, więc jak najszybciej musimy zabrać go na operację.
- A-ale…
- Spokojnie – powiedział Marc
– będzie dobrze.
Wyszliśmy z sali, by ustąpić
miejsca pielęgniarkom wiozącym Nathana. Znów pociekły mi łzy. Chłopak
delikatnie musnął moją dłoń. Chwyciłam ją i uśmiechnęłam się do niego. Zanim
wsiedli do windy, Sykes zdążył coś wyszeptać, ale nie zrozumiałam, co to było…
spojrzałam na niego z niezrozumieniem, lecz pielęgniarki wjechały z nim do
windy…
- Chodź – szepnął Seev.
- Co on powiedział?
- Kto?
- No Nath. On… on coś
powiedział…
- Zapytasz go po operacji –
uśmiechnął się i udaliśmy się do pozostałych członków zespołu.
- Jak po badaniach? –
zapytałam na wejściu.
- Wszystko w normie –
wyszczerzył się Tom.
- Kichy w całości panie
kapitanie! – zasalutował Loczek.
- Jesteście niesamowici –
powiedziałam siadając przy łóżku Max'a.
- My to wiemy od urodzenia, a
ty czemu tak sądzisz?
- Mieliście wypadek i to
poważny, a poczucie humoru was nie opuściło.
- Coś trzeba robić – odparł
Jay z udawaną rezygnacją i zaczęliśmy się śmiać.
- Dobrze, że twój uśmiech
wrócił – powiedział Siva.
Zarumieniłam się.
- Co tu robi ta blondynka? –
zapytał Loczek wskazując na dziewczynę opierającą się o blat biurka na
korytarzu – skądś ją kojarzę.
To ona. Ona była u Nathana.
- Ania…? Co jest? – odezwał
się Tom widząc zapewne moją minę.
- Ta dziewczyna… była dzisiaj
u Nath'a i… pocałowała go – spuściłam głowę.
- Że co?!
- Że jak??!
- Że kogo?!
- Że w co?!
Pytali kolejno Jay, Max, Seev
i Tom. Nagle dziewczyna odwróciła się i poznałam ją!
- To ona! – krzyknęłam – Ona
była w kinie!! Ona chciała go wtedy…
Dziewczyna spojrzała na mnie,
uśmiechnęła się i podeszła do nas.
- Hej!
Nikt jej nie odpowiedział.
- Ekhem. Nie wiecie, gdzie
zabrali Nath'a? Wyszłam po kawę i gdy wróciłam, jego już nie było.
- Idź stąd… - syknął Jay.
- Słucham?
- Idź stąd! Może tego nie
wiesz, ale ta tutaj, Ania, jest jego dziewczyną!
- Jay, ja nie… - zaczęłam, ale
on nie pozwolił mi dokończyć.
- Nic mi o tym nie wiadomo…
- Nie? Więc teraz ci mówię!
Wróć do domu i nie pokazuj się tutaj! Nie psuj ich szczęścia! To była jedna
jedyna chwila słabości! Nawet nie próbuj ich rozdzie…
- Jay! – nie wytrzymałam – Ja
i Nath nie jesteśmy razem i… ty dobrze o tym wiesz… Jeśli on ją kocha to… ja
się odsunę – zalałam się łzami i odwróciłam wzrok.
- Lepiej już pójdę –
powiedziała blondynka i wyszła.
Nastała niezręczna cisza.
- Nath cię kocha. I nigdy nie
przestanie – odezwał się Max.
- Muszę się przewietrzyć… -
powiedziałam i wyszłam.
Wzięłam głęboki wdech i ze
świstem wypuściłam świeże powietrze z płuc. Opanuj się. Nie płacz. Odwodnisz
się przez to…
- Ymm, przepraszam.
Odwróciłam się. Zobaczyłam TĘ
dziewczynę. Czego ona jeszcze ode mnie chce? Mało jej?!
- Tak…?
- To prawda?
- Nie rozumiem…
- To znaczy… Jestem Alice –
dziewczyna wyciągnęła rękę.
Niepewnie ją uścisnęłam.
- Ania.
- Jesteś z Nath'em?
- Ehh… nie.
- Ale tamten chłopak…
- Wtedy w kinie słyszałaś, jak
z nim zerwałam.
- Gdy byłam u Nathana… cały
czas pytał o ciebie… Wiesz, brzydki, to on nie jest – zaśmiała się – podoba mi
się, ale to chyba nie jest miłość. Widać, że on cię kocha… Gdybym wtedy
wiedziała… nie dałabym się tak…
- …wykorzystać – dokończyłam.
- Heh, pewnie masz rację. Nie musisz
się martwić. Nie przyjdę więcej do niego… Pójdę już. Cieszę się, że cię
poznałam. Mogły by to być inne okoliczności, ale… Do zobaczenia, mam nadzieję –
uśmiechnęła się i odeszła.
Byłam w szoku po tym, co
powiedziała. Najnormalniej w świecie odsunęła się w „cień”. Nie brzydka z niej
dziewczyna i pewnie tego nie wykorzystuje… ale głupia też nie jest. Żeby takich
jak ona było więcej na świecie…
Wróciłam do środka.
- Ania, przepraszam – odezwał
się McGuiness.
- Jay, nic się nie stało. Poniosło
mnie.
- Nie wiecie, ile może trwać
ta ope…
- Synku! – przerwała mi
kobieta wchodząca do sali z wyciągniętymi ku Max'a rękami.
- Mama? – zdziwił się chłopak.
Zaraz za nią wszedł zapewne
jego tata. Po chwili zjawili się rodzice pozostałych chłopców. Razem z Marc'iem
wyszliśmy na korytarz.
- No, to teraz się nasłuchają –
śmiał się.
- Współczuję im.
- Przepraszam. Jestem komisarz
Brenda Land.
- Dzień dobry – podałam jej
rękę.
- Mogę na słówko?
- Oczywiście.
Odeszłyśmy parę kroków.
- Zapewne lekarz poinformował panią, że chciałam porozmawiać o wypadku.
- Tak, wspominał.
- Nie będę pani zdawać relacji
z miejsca wypadku, bo nie o to tutaj chodzi. Pewnie wie już pani, jak było.
Pokiwałam głową.
- Sprawca to pani przyjaciel,
tak?
- Zgadza się.
- Zna pani jego motyw?
Powtórzyłam jej wszystko to,
co James sam mi powiedział, zaznaczając, że usłyszałam to z jego ust. Kobieta zapisywała
coś w notesie, podziękowała i odeszła. Nareszcie mam to z głowy.
- Pani jest ich lokatorką? –
usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się i zobaczyłam
stojących przede mną, świdrujących mnie wzrokiem cztery pary rodziców. „No to
się nasłucham” – pomyślałam.
- Tak.
- Jesteśmy pani wdzięczni –
odezwała się wysoka kobieta.
Miała ciemną karnację, wiec
zapewne była mamą Seev'a.
- Gdy my nie mogliśmy się tu
zjawić, Pani czuwała przy naszych syneczkach.
- Margaret, oni mają ponad dwadzieścia
lat – śmiał się mężczyzna stojący obok kobiety w blond włosach.
- Mimo wszystko, bardzo pani
dziękujemy.
- Ależ nie ma za co. To mój
obowiązek – uśmiechnęłam się ciepło.
Rodzicie kolejno do mnie
podchodzili i przytulali mnie. Matki całowały w policzek, a ojcowie ściskali
dłoń. Czułam się jak prezydent.
- Posiedzimy jeszcze przy nich
z godzinkę i będziemy musieli wracać do pracy.
- Zresztą oni są już dorośli i
poradzą sobie. A jeśli będzie przy nich tak ładna dziewczyna, jak pani, to nie
mamy się o co martwić.
- Dziękuję – zarumieniłam się.
Rodzice wrócili do sali.
- Ja się zbieram. Wpadnę jeszcze
wieczorkiem, sprawdzić, co u Młodego. Trzymaj się – Marc wyściskał mnie i
wyszedł.
- Do widzenia – pożegnałam się
z nim i ruszyłam w stronę pokoju Nathana.
Usiadłam na krześle obok i
wpatrywałam się w miejsce, gdzie powinien leżeć.
- Lekarze powiedzieli, że na
końcu korytarza i w lewo… - dobiegły mnie jakieś głosy.
- Kochanie nie denerwuj się. Oddychaj…
Po chwili zza rogu wyłoniło
się jakieś małżeństwo.
- O, Dobry wieczór, nie wie pani, gdzie leży Nathan Sykes? – zapytała zmartwiona kobieta.
- Dobry wieczór. Proszę usiąść
– zrobili, co powiedziałam – Nathan ma teraz operację…
- Boże… - szepnęła kobieta przytykając
sobie usta ręką.
- Proszę pani, spokojnie. Jestem
Ania, mieszkam z nimi od jakiegoś czasu.
- My jesteśmy jego rodzicami.
- Miło mi. A więc… Nathan ma
złamane żebro, które musiało być zoperowane, gdyż mogło przebić płuco. Dzisiaj,
jego stan się poprawił i lekarze zabrali go na blok. Poza tym ma poobijaną
prawą rękę i złamaną lewą nogę. Wiem, to brzmi okropnie, ale zapewniam państwa,
że syn z tego wyjdzie. Jest silnym chłopakiem i da sobie radę.
- Mamo!! Nath ma opera… już
wiecie? – odezwała się dziewczyna o długich blond włosach, która przybiegła za
rodzicami.
- Jestem Jessica – wyciągnęła do
mnie rękę – siostra Nath'a.
Uścisnęłam ją i przedstawiłam
się.
- Ta dziewczyna mieszka z
chłopcami.
- To w tobie Nath się zakochał?
– zapytała prosto z mostu.
Rodzice chłopaka spojrzeli na
mnie. Zrobiłam się czerwona i nie wiedziałam, co mam im odpowiedzieć.
________________________________________________________
Może być, prawda? Przewiduję jeszcze... około 5-6 rozdziałów i zakończę to opowiadanie ;) Dziękuję, że ktoś to czyta ;) Nadal nie mogę uwierzyć, że dobrnęłam z WAMI do 67 rozdziału O.O
Chciałbym polecić bloga
Pameli, którego znajdziecie
tutaj zapowiada się nieźle, więc... wiecie co robić
;)
Dziękuję za poprzednie komentarze i nowych obserwujących ;**