czwartek, 31 maja 2012

Rozdział 30

                 Następny był Tom. Zdjął koszulkę i razem z jakąś dziewczyną poszedł „się przytulać”. Wszyscy, oprócz Max'a mieli robić to, co Tom. Chłopak przez kolejne dwadzieścia minut wymieniał czułe spojrzenia ze statystką. Ja stałam z boku i tylko się temu przyglądałam. Po nim padło na Nath'a. Gdy chłopak ściągnął koszulkę, nie mogłam oderwać wzroku od jego nagiego torsu. Ocknęłam się i patrzyłam, jak jakaś dziewczyna podchodzi do niego i zaczynają się w siebie wpatrywać. Chłopak położył swoje dłonie na jej policzkach. Dziewczyna była wyższa, gdyż miało to wyglądać tak, jakby opadali na łóżko (czytałam scenariusz). Gdy spojrzał na nią tymi swoimi anielskimi oczami, coś we mnie pękło. Odwróciłam się i podeszłam do stolika stojącego przy oknie. Usiadłam na krześle i schowałam twarz w dłoniach.
- Nath! Skup się. Ciałem jesteś tu, ale duchem już nie. To tylko kilka minut, postaraj się – powiedział reżyser.
W pewnym momencie podszedł do mnie Jay. Musiał zauważyć, że wyglądam jakbym płakała, ale tak nie było.
- Hej, wszystko w porządku? – zapytał.
- Tak – popatrzyłam na niego – nic mi nie jest.
- Dziwne, bo widzę co innego.
- Po prostu, nie mogłam patrzeć, jak się z nią przytula – głową wskazałam Nath'a – Wiesz ile bym dała, żeby być na jej miejscu?
- Aaa, rozumiem. Zobaczysz, że będziesz. Posłuchaj, musisz z nim o tym pogadać. Nie mogę patrzeć na to, jak cierpisz – po jego słowach spojrzałam na niego, on tylko się uśmiechnął – Traktuję cię jak młodszą siostrę. Porozmawiaj z nim, proszę. Nic ci nie zrobi.
- Pogadam. Na pewno.
- Uśmiechnij się. Chyba nie chcesz się mu tłumaczyć, jak zobaczy, że masz taką zbitą minę.
- No tak – uśmiechnęłam się szeroko.
Jay był dla mnie kimś więcej. Kochałam go jak starszego brata. Nie wiem czemu, ale dopiero teraz to zauważyłam. Z nim mogłam porozmawiać o wszystkim. Z resztą TW także, ale jemu mogłam się zwierzyć nawet z najbardziej wstydliwego sekretu.
- Jay! Teraz ty! – zawołał go reżyser.
- Muszę iść.
Chłopak odszedł. Odprowadziłam go wzrokiem. Zauważyłam, że Nathan przebrał się i ruszył w moją stronę. Wyciągnęłam z torby szkicownik i zaczęłam coś rysować.
- Można? – zapytał wskazując na krzesło.
- Pewnie, siadaj.
Siedzieliśmy w ciszy. Nie bardzo wiedziałam, co mam powiedzieć. Kątem oka spostrzegłam, że jedna ze statystek kombinuje, jak do niego zagadać.
- Masz chyba kolejne wielbicielki – powiedziałam – Twoja statystka namyśla się, jak do ciebie podejść – wytłumaczyłam na widok dziwnej miny chłopaka. Ten odwrócił się powoli, udając, że kogoś szuka.
- Rzeczywiście.
- Uważaj, idzie.
Dziewczyna podeszła do Nath'a i uśmiechnęła się.
- Hej.
- Cześć – odpowiedział.
- Tak sobie pomyślałam…, że może spotkalibyśmy się po pracy…, czy coś, hę?
Nath wstał. Widać, miał maniery.
- Owszem, moglibyśmy się gdzieś spotkać, ale znając życie, pewnie po tym spotkaniu będziesz liczyła na więcej, a raczej nic z tego nie będzie – dziewczyna była zdezorientowana, podobnie, jak ja. Był taki pewny siebie.
- Yyy… jaa… pójdę już – powiedziała i odeszła.
Chłopak usiadł na swoim miejscu. Ja tępo wpatrywałam się w niego.
- Czemu nie dałeś jej szansy?
- Bo wiem, że nic z tego nie będzie.
- Mówisz to tak, jakbyś już wiedział, kto będzie twoją dziewczyną.
Nath spojrzał na mnie, uśmiechnął się i wzruszył tylko ramionami. Czyżby… no nie. Czyżby już się zakochał? Po nagraniu wszystkich potrzebnych scen pojechaliśmy na miejsce kręcenia klipu. Podobnie, jak wczoraj, ja i Marc, który później dojechał, z boku przyglądaliśmy się nagrywaniu. Zdołaliśmy się bliżej poznać. Marc okazał się być wspaniałym facetem. Przegadaliśmy całą noc. Do domu wróciliśmy o 1:20. Tak jak wczoraj, zmęczeni położyliśmy się spać.
                  Następnego dnia miały wrócić Marta i Jane, więc postanowiłam zostać w domu. Ubrałam się w brązową tunikę, szarą kamizelkę i czarne rurki. Włosy zaplotłam w kłosa. Chłopcy dowiedzieli się telefonicznie, że mają dziś wolne, więc pojechali na miasto się odstresować, bo gdy usłyszeli, że dzwoni do mnie mama mówiąc, że przedłużą im się wakacje o półtora tygodnia i gdy zaczęłam się z nimi kłócić, iż nie mogę dłużej zostać, wściekli się i strzelili focha, gdyż uznali, że ich nie lubię. A przecież to nie prawda. Co mi zostało, jak zgodzili się przedłużyć mój pobyt tutaj? 
                 Gdy dziewczyny przyjechały, wyściskałam je. Następnie rozpakowały się i usiadłyśmy w kuchni. Zaczęły opowiadać, co robiły przez ten tydzień wolnego. Były w Niemczech. Pozwiedzały trochę i wróciły. Ja powiedziałam im, co my robiliśmy i tak zleciały nam cztery godziny. Później dziewczyny poszły do siebie, by odpocząć po podróży. W tym samym momencie wrócili chłopcy, oczywiście nie obeszło się bez krzyku Loczka oznajmującego ich przybycie. Gdy zauważyli, że dziewczyny przyjechały, poszli się z nimi przywitać i po chwili wrócili do salonu.
- Co by tu robić – myślał Max.
- Wiem! – krzyknął Jay – Zagramy w butelkę.
- Dobry pomysł.
Ooo, nie. Co to, to nie. Wiem, że chłopcy nie chcą się wtrącać między mnie i Nathana, ale jeśli któryś z nich palnie jakieś głupie pytanie? Nie chcę wymyślać kłamstw. Gdybym wiedziała, co mnie spotka, wolałabym już zostać z nimi.
- Chłopaki wybaczcie mi, ale ja wolałabym się przejść – powiedziałam.
- Jak chcesz – uśmiechnął się Jay – To zagramy w piątkę.
Usiedli w salonie na podłodze i zaczęli grać. Ja założyłam buty i udałam się do tylnego wyjścia. Zamknęłam za sobą drzwi, wciągnęłam chłodne, wieczorne powietrze do płuc i spacerkiem ruszyłam przed siebie. Nagle drzwi, którymi wyszłam otworzyły się z hukiem.

_______________________________________________________
30 rozdział! To sukces ^^ Dziękuję wszystkim serdecznie, że dotrwaliście ze mną i już przepraszam za to, że nazwałam rozdziały "przynudnawe". 
Dedykuję:
Kamilaa - masz zarypistego bloga, który aż emanuje talentem ;** Jestem wniebowzięta, że czytasz moje opowiadanie i wspaniale je komentujesz. Dodają powera i zachęcają same w sobie ;** Cieszę się, że myślisz, że jest idealne ;** DZIĘKUJĘ ;***  Kocham Ciebie ;*


Trochę wariactwa ;**

środa, 30 maja 2012

Rozdział 29

                 Lekko podenerwowana zaczęłam swoją niekończącą się opowieść. Marc uważnie mi się przyglądał, jakby sprawdzał, czy nie kłamię. W międzyczasie kelnerka podała nam kawę i ciasto. Gdy skończyłam, on spojrzał na mnie tylko i się uśmiechnął.
- Heh, chłopaki jeszcze nikomu nie wywinęli takiego numeru.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz – uśmiechnęłam się.
- Teraz już wiem, dlaczego Nath się pobił.
- Nie rozumiem.
- Gdy dzwoniłem do Toma, powiedział, że bronił jakiejś znajomej. Już wiem, czemu – uśmiechnął się – Nie pomyśl, że jestem jakimś wariatem, ale staram się, by chłopcy skupiali się na muzyce, a nie na dziewczynach. Są młodzi, a przy kręceniu klipów trzeba zachować neutralność. W każdym kolejnym chłopacy muszą grać tak samo. Smutek, szczęście, żal czy tęsknota, to wszystko widać na twarzy, dlatego nie chcę, by ktoś ich zranił czy coś w tym stylu. Są w takim wieku i wiem, że kiedyś będą chcieli się zakochać, z czasem założyć rodzinę. Staram się, by podczas nagrywania, każda niepotrzebna emocja na ten czas była stłumiona.
- Ja… to znaczy, z żadnym chłopakiem nic mnie nie łączy – odpowiedziałam.
On tylko się uśmiechnął. Dokończyliśmy kawę i wróciliśmy do chłopców. Po tym, co Marc mi powiedział nie miałam pojęcia, co robić. Z jednej strony miał rację. Z drugiej, kocham Nath'a i kiedyś będę musiała mu to powiedzieć.
                  Po półtorej godzinie pojechaliśmy w plener, gdyż scenarzyści musieli jeszcze raz dokładnie wytłumaczyć chłopcom, co który ma robić w danym momencie piosenki. Późnym wieczorem reżyser rozpoczął kręcenie teledysku. Jay miał rację. Potrzeba wiele wysiłku, żeby teledysk wyszedł jak najbardziej naturalnie. Wokół nich kręciło się setki osób, by wszystko było idealne. Ja dostałam identyfikator i usiadłam obok Marca. Z boku obserwowaliśmy pracę zespołu.
- Myliłem się – powiedział nagle Marc.
- Przepraszam, ale nie bardzo rozumiem, co pan ma na myśli?
- Chodzi mi… Po pierwsze, nie mów do mnie „pan”, bo czuję się, jak dziadziuś z gromadką wnucząt. Mów mi Marc – wyciągnął do mnie rękę.
- Ania – podałam mu swoją.
- Po drugie, wybacz, że na początku naszej znajomości byłem taki oschły. A mam na myśli to, że myliłem się, co do ciebie. Myślałem, że jesteś taka, jak inne fanki. Obchodzi cię tylko sława i pieniądze, a tak nie jest. Nie mogę powiedzieć, że cię znam, ale po twoim zachowaniu widzę, że nie kłamiesz i lubisz ich za to, jacy są. A Nathan jest wolny, więc wiesz – puścił mi oko.
- Pan… Ty też?
- Nie rozumiem.
- Zacznijmy od tego, że – oczywiście nie urażając cię – nie każdej fance chodzi o kasę. Lubią ich, a nawet kochają, tak w przenośni. A wracając do Nath'a, mam na myśli to, czy aż tak widać, że go kocham? – zniżyłam głos – Chłopcy też tak mówili, jak jeszcze się tego wypierałam.
- Wiele osób nie zwraca na to uwagi jak się ktoś zachowuje wobec każdej innej osoby. Już wiele w życiu widziałem, a trzeba umieć patrzeć. Ty robisz to z uczuciem i widzę, że coś do niego czujesz. Dziwię się, czemu Nathan tego nie zauważył, ale nie martw się, nic mu nie powiem.
- Dziękuję.
Siedzieliśmy tak do 1:00 w nocy. Nie chciało mi się spać, bo dokładnie śledziłam każdy ruch chłopców. Nie wiem czemu, ale ile razy popatrzyłam na Nath'a, on tyle razy patrzył na mnie. Czułam jego wzrok na sobie. Gdy śpiewał, uśmiechał się do mnie. Może byłam brudna albo miałam coś na twarzy. Sprawdziłam i wszystko okazało się być w jak najlepszym porządku. Może tylko mi się zdawało? Przez głowę przebrnęła mi myśl, że może on też mnie kocha? Zganiłam się za to w duchu. Jeśli nawet (w co wątpię), to wolałabym być zaskoczona niż rozczarowana. Traktuje mnie jak znajomą i to się nie zmieni.
Gdy wróciliśmy do domu, padnięci rzuciliśmy się na swoje łóżka.
                  Plan następnego dnia był podobny, tyle, że o 13:00 chłopcy jechali do studia nagrać kilka scen do „Warzone”. Chciałam zostać, bo nie miałam zamiaru im przeszkadzać, lecz chłopcy nie pozwolili mi się nawet sprzeciwić. Rano wykonałam podstawowe czynności i ubrałam się w jasne rurki i biały T-shirt z koroną i napisem „ You’re my only queen”, a na to beżowy sweterek z przyszywanymi kokardkami. Włosy umyłam i splotłam we francuza. Gdy byłam gotowa, zeszłam na dół i razem z chłopakami zjedliśmy śniadanie. Później pojechaliśmy do studia. Weszliśmy do sali, w której było rozwieszone białe tło, a obok niego mnóstwo porozstawianych parasoli i lamp. Na stole obok leżało kilkanaście aparatów. Po chwili do sali wszedł reżyser.
- Chłopcy!! Witam witam – uśmiechnął się.
- Dzień dobry.
- No to jak, zaczynamy? To są statystki – wskazał na pięć dziewczyn stojących z boku – czytaliście scenariusz? – zapytał patrząc na Jay'a, który namiętnie coś przeglądał.
- Tak, mniej więcej wiemy, co robić.
- To git. A więc, na pierwszy ogień idzie… A! Wprowadziłem zmianę. Jeden z was będzie się całował, a tym kimś będzie – zaczął błądzić palcem, wskazując na chłopców. Modliłam się, by nie był to Nath – ymm…, Max! – ulżyło mi – Chodź. Ty i Seev zostaniecie w koszulkach. Zaraz je wam przyniosą i się przebierzecie. Sue, podejdź. A więc, Max, położysz dłonie na jej policzkach, a ty Sue złapiesz go za ramiona i pocałujecie się czule. Ma to wyglądać tak, jakbyście poza sobą świata nie widzieli.
Para zrobiła to, co kazał reżyser. Zaczęli się całować. Potrzebne było kilka sekund nagrania, a ćwiczyli 20 minut. Nigdy tego nie zrozumiem. Gdy oglądałam filmy i widziałam, jak jakiś facet, który prywatnie ma żonę i dzieci, całuje się z obcą kobietą, byłam zaskoczona. Jak tak można? Chłopak ma dziewczynę, a na planie całuje inną i to po kilka godzin, jeśli trzeba. Na jej miejscu byłabym zazdrosna, może niepotrzebnie, ale trudno. Niestety, ja nie jestem przyzwyczajona do takiego życia, nie jestem rozpuszczona przez bogatych rodziców. Cieszę się, że chociaż chłopcy nie zgłupieli od tego wszystkiego. 

_______________________________________________________
Być może ostatnie rozdziały są przynudnawe ( błagam nie bijcie ), aale mam argument na swoją obronę, a mianowicie już wkrótce wydarzy się coś... niespodziewanego ;)
Dedykuję:
Natalia Gos - Dziękuję, że czytasz, że wspierasz. Miło mi, że mój blog Ci się podoba i, że czytasz. DZIĘKUJĘ za wszystko. Kocham Cię ;***


wtorek, 29 maja 2012

Rozdział 28

- Nie, nie wracam, chyba, że chcecie.
- Coś ty, nigdy w życiu! – bulwersował się Jay.
- No dobrze. Moja mama dzwoniła, żebym wpadła do domu podlać kwiatki i dlatego pytałam, czy mógłby mnie ktoś podwieźć.
- Ja cię podwiozę – zaoferował się Jay.
- Pojadę z wami – powiedział Nath – muszę wpaść na komisariat, bo zadzwonili wczoraj, że czegoś im brakuje w papierach.
- Zjemy i pojedziemy – uśmiechnął się Loczek.
- Dzięki.
Usiadłam do stołu i dokończyłam śniadanie.
- To było pyszne – oblizywał się Seev.
- Cieszę się, że wam smakowało.
- To ja pójdę doprowadzić się do porządku. Zaraz wrócę – uśmiechnął się Jay i razem z Nath'em poszli na górę.
Max, Tom i Siva poszli zmywać. Ja usiadłam na krześle i czekałam, kto pierwszy się odezwie. Wiadomo było, że zaraz albo będą się kłócić, albo wygłupiać.
- A tak w ogóle to czemu nie korzystamy ze zmywarki? – odezwał się Max.
- Nie, tylko nie to, nie zaczy…
- A więc – przerwał Tom – żadna zmywarka nie umyje naczyń w stu procentach, a my nie będziemy jeść z brudnych talerzy, gdyż mogłoby to poskutkować…
- …różnymi efektami ubocznymi, takimi, jak na przykład: zatrucie pokarmowe, ponieważ osad mógłby się gromadzić, a nieumyte, niewidoczne dla oka resztki jedzenia psułyby się – dokończyli chórem znudzeni Max i Seev.
- Dokładnie. Moja szkoła – powiedział dumny Tom, a ja zaczęłam się cicho śmiać.
Po chwili przyszedł Jay i razem z Nathan'em pojechaliśmy do mnie. Chłopak wysiadł niedaleko komisariatu, a my ruszyliśmy dalej. W domu podlałam kwiatki i oprowadziłam Loczka. W pewnym momencie jego komórka zaczęła dzwonić. To Marc. Powiedział, że wakacje mu się skróciły i od jutra zaczynają pracę nad klipem. Sceneria miała być gdzieś niedaleko, więc chłopcy oszczędzą sobie pakowanie i wyjeżdżanie nie wiadomo gdzie. Później wróciliśmy do domu TW po drodze zabierając Nathana. Nie robiliśmy nic nadzwyczajnego, bo jutro o 11:00 chłopcy mieli jeszcze jakieś poprawki w nagraniu, a o 19:00 kręcenie teledysku. Wyszliśmy na zewnątrz i zaczęliśmy grać w badmintona. Zaczęliśmy, bo po chwili chłopaki wymyślili, że paletki to gitary i grali na nich śpiewając „Baby” Justina Bimbera. Myślałam, że najnormalniej w świecie się z nich posikam. Wieczorem na kolację zamówiliśmy sobie pizze, a później poszliśmy spać.
                 Następnego dnia spałam sobie spokojnie, aż tu nagle ktoś skoczył z hukiem na moje łóżko, tym samym budząc mnie.
- Dajcie spać – jęczałam.
- To nie jedziesz z nami?
- Nie chcę wam zawadzać.
- I nie będziesz. Zobaczysz, jak to jest. Ile pracy potrzeba, by nagrać trzyminutowy klip.
- Jeśli chcecie, to pojadę.
- Jeee!!!!! – wrzeszczał nie kto inny, jak Jay.
- Musisz tak krzyczeć?
- No… raczej tak. Dobra. Zbieraj się – powiedział z uśmiechem i wyszedł.
Wzięłam prysznic i umyłam ząbki. Włożyłam białą bluzkę w granatowe paski i czerwony sweterek oraz ciemne rurki. Włosy spięłam w niewielki koczek i zeszłam do jadalni. Idąc po schodach usłyszałam obcy, męski głos. Weszłam i zobaczyłam mężczyznę siedzącego przy stole, który na mój widok nieco się zdziwił. Seev widząc co się dzieje, przerwał ciszę.
- Emm, Marc, to Ania, nasza nowa znajoma, Ania, to Marc, nasz menadżer oraz producent.
- Dzień dobry, miło mi – powiedziałam nieśmiało.
- Dzień dobry – uścisnął mi dłoń – To jak chłopaki, jedziemy?
- Jedziemy. Zabieramy Anię. Chcemy jej pokazać jak to wszystko wygląda od wewnątrz.
- A… nie pracuje dla jakiegoś magazynu?
- Szefie, no coś ty.
- Niech wam będzie – powiedział Marc i udaliśmy się do samochodów.
Jechaliśmy dwoma – ja z Nathem, Tomem i Sivą.
- Może lepiej by było, gdybym została w domu?
- Czemu? Nie chcesz jechać? – zapytał Tom.
- Nie, po prostu, Marc chyba wolałby, żeby mnie nie było.
- On? Nie, co ty. Po prostu nie ufa obcym ludziom. Musisz go bardziej poznać.
- Możliwe – uśmiechnęłam się mimowolnie.
                  Gdy dojechaliśmy na miejsce ruszyliśmy do studia. Był to ogromny budynek z jadalnią, siłownią, kawiarnią itd. Udaliśmy się do pomieszczenia, gdzie chłopcy poprawiali te kawałki piosenki, które tego wymagały. Po pół godzinie poszłam do kawiarni na jakąś kawę z ciastkiem, bo zgłodniałam. Złożyłam zamówienie i usiadłam do stolika przy oknie. Sprawdzałam coś w telefonie, gdy nagle jakiś mężczyzna podszedł do mnie. Spojrzałam na niego i zamurowało mnie. To był Marc. Bałam się tego, co powie.
- Mogę się dosiąść? – zapytał.
- Tak, proszę.
Usiadł naprzeciwko mnie, oparł ręce na stoliku i spojrzał na mnie. Przeszedł mnie dreszcz.
- Mieszkasz u chłopaków?
- Tak, po tym wypadku… Jeśli pan chce, to opowiem, jak się poznaliśmy.
- Słucham.

_______________________________________________________
...Nie skomentuję tego, bo oberwę od mości czytaczy ;) Chciałam podziękować, za 7 wspaniałych komentarzy pod ostatnim rozdziałem ;** Zaskoczyliście mnie, oczywiście pozytywnie ;**
Dedykuję:
Jane - Jestem happy, że twoje paczadła cieszą się po przeczytaniu rozdziału. Cieszę się na każdy Twój komentarz. Zarówno zalogowani, jak i anonimowi czytacze są dla mnie bardzo ważni i liczy się to, że podoba Ci się i, że czytasz. DZIĘKUJĘ za wsparcie ;*** Kocham Cię





poniedziałek, 28 maja 2012

Rozdział 27

- Pożyjemy, zobaczymy – dodał Jay.
Pogadaliśmy tak jeszcze z piętnaście minut i pojechaliśmy na miasto coś zjeść, bo jakoś nikomu z nas nie chciało się gotować. Wcześniej zostawiliśmy chłopakom kartkę, że nas nie ma i nie wiemy kiedy wrócimy. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Chłopaki wybrali włoską restaurację. Jakoś nie przepadałam za tego typu jedzeniem, ale gdy podano to, co zamówiliśmy i spróbowałam dania, nie mogłam się oderwać, tak samo jak Jay i reszta.
- To jest nieziemskie – powiedział Seev.
- Mało powiedziane – zaczął Tom – tyle zbieraliśmy się, żeby tu przyjechać, ale zawsze coś nam wypadło.
- Ale było warto.
- Ciekawe czy Max i Nath już wrócili – powiedział Jay.
- Aj tam, co zamówimy na deser?
- Obżartuch – rzucił Seev.
- To ja wezmę… tiramisu – przerwałam tę kłótnię – zawsze chciałam spróbować tego ciasta.
- To spróbujesz, ale jest jeden warunek – powiedział Tom.
- Warunek…?
- Tak. My płacimy za całą kolację.
- O nie, co to, to nie.
- Co to za sprzeciw? – oburzył się Tom – Mieszkasz z nami, więc masz się nas słuchać.
- Uu, mam się bać?
- No pewnie. Szczególnie Jay'a i jego… min, kiedy przegląda się w łyżce – końcówkę Seev powiedział ciszej, bo Loczek właśnie robił to, o czym chłopak mi powiedział. Zaczęliśmy się śmiać.
- Yyy… mówiliście coś? – ocknął się Jay.
- Nie, nie.
- Coś ci się zdaje.
Pół wieczoru prześmialiśmy się z byle czego. Deser był przepyszny, a raczej desery, ponieważ każdy z nas zamówił co innego i wymienialiśmy się się swoimi talerzami. Po każdej łyżeczce ciasta podawaliśmy je osobie po prawej, a odbieraliśmy od tej po lewej. Mieszanka wybuchowa. Po kolacji poszliśmy na zjazd saneczkowy. W dzień, to bym przeżyła, ale w nocy? Na nieszczęście zjeżdżałam z Jay'em, a ten w ogóle nie hamował. Musiałam się go trzymać najmocniej jak umiałam. Całe szczęście żadne z nas nie zwróciło kolacji. Do domu wróciliśmy o 1:20. Poszliśmy się umyć i położyliśmy się do swoich łóżek. Ja, zanim zasnęłam, sprawdziłam pocztę. Miałam 23 nowe wiadomości, wszystkie od dwóch osób – moich najlepszych kumpeli. Odpisałam im, że nic mi nie jest, przeprosiłam, że nie dawałam znaków życia i obiecałam, że będę jutro na GG. Wyłączyłam laptopa i poszłam spać.
                 Rano obudziłam się o 9:00. Punktualna do bólu. Próbowałam ponownie zasnąć na wszystkie możliwe sposoby, ale nic z tego. Postanowiłam, że zrobię śniadanie, lecz najpierw musiałam się przebrać. Stanęłam przed szafą. Wybrałam żółte rurki, oraz szary T-shirt z nadrukiem. Włosy wyprostowałam i rozpuściłam. Na rękę włożyłam jeszcze żółty, żelowy zegarek. Na śniadanie postanowiłam zrobić naleśniki z syropem klonowym. Gdy kończyłam robić herbatę, śpiochy zeszły do jadalni.
- Aaah, dzień dobry – ziewnął Max.
- Dzień dobry – odpowiedziałam.
- Mmm, co tak pięknie pachnie? – dopytywał Nath.
- Śniadanko! – krzyknął Jay.
On to nie przeżyje dnia bez jednego wykrzyczanego słowa.
- Heeej piękna – rzucił zaspany Tom.
- Coo?? – zapytałam zdziwiona – Piłeś coś jak wróciliśmy?
- No coś ty. Nie, żebym ja coś ten teges, ale nie dziw się tak, przecież brzydka to ty nie jesteś – uśmiechnął się.
-Możliwe – zaśmiałam się i usiadłam do stołu.
Nagle moja komórka zaczęła dzwonić. Przeprosiłam i odeszłam od stołu. To mama.
- Hej mamo.
- Hej córciu. Co tam u ciebie słychać?
- A nic ciekawego. Mieszkam u znajomych, bo samej mi się nudzi – nie chciałam jej mówić i o TW i o „wypadkach” i o szpitalu. Martwiłaby się cały czas.
- A dom? Zamknięty?
- Oczywiście.
- Mam prośbę, podlejesz kwiatki?
- Dobrze, zaraz pojadę do domu.
- I wywietrz troszkę.
- Okej. A co tam u was?
- Odpoczywamy, dzisiaj idziemy na zakupy.
- To fajnie.
- Kończę kochanie. No, to trzymaj się tam. Pa.
- Pa! – pożegnałam się z mamą i wróciłam do jadalni.
- Chłopaki, mam prośbę.
- Tak?
- Mógłby mnie ktoś podwieźć do domu?
- Ale przecież miałaś zostać parę dni – powiedział Tom.
- Jak to, wracasz już? – przestraszył się Nathan.

_______________________________________________________
Coś taki przynudnawy... Może go strawicie ;)
Dziękuję za wszystkie dotychczasowe głosy oddane w ankiecie ;** oraz za wzruszające mnie do bólu Wasze piękne komentarze ;***
Dedykuję:
olusiaa15tw - dziękuję, że czytasz mojego bloga, że spodobał ci się Jayociastek i, że me opowiadanie jest dla Ciebie " MEGAŚNE ". Mam nadzieję, że Twój szlaban szybko dobiegnie końca, gdyż, iż, azaliż nie mogę się doczekać dalszego ciągu Twojego opowiadania!! Wbijaj na bloga i pisz kolejne rozdziały tej jakże wciągającej opowieści. DZIĘKUJĘ za komentarze ;*** Kocham Cię ;**



niedziela, 27 maja 2012

Rozdział 26

                 Rano nie działo się nic specjalnie ciekawego. Na śniadanie zjedliśmy jajecznicę i pojechaliśmy na zakupy, gdyż w lodówce turlały się kule siana, jak na Dzikim Zachodzie. Chłopaki kupili dwie skrzynki FRUGO, a ja wszystko, co jest potrzebne do przeżycia z pięcioma wariatami. Zakupy zajęły nam cztery godziny, gdyż zostałam przegłosowana 1 do 5 i chłopaki poszli kupić sobie jakieś szmatki. Wyszliśmy ze sklepu, każdy z sześcioma torbami. Chłopcy kombinowali coś, nie wnikałam co. Naszła mnie ochota na spacer, więc poszłam się przejść.
                  Ulice były piękne, po lewej stronie rosły rozłożyste dęby. Promienie słońca oświetlały zaciszne miejsce, dzięki czemu nie było tutaj tak szaro. Skręciłam w prawo. W spokoju przemieszczałam zaciszne ulice Londynu. Po chwili spostrzegłam polną drogę obrośniętą drzewami, prowadzącą na wyżej położoną polanę. Postanowiłam tam pójść. To było coś pięknego. Z porośniętej drzewami drogi wyłania się łysa polana. Było to średniej wielkości wzniesienie, takie mini wzgórze. Gdy przestałam się rozglądać, zobaczyłam, że ktoś siedzi na skraju polany. Cofnęłam się, lecz ten ktoś odwrócił się i zobaczyłam, że to Nath. Serce mi szybciej zabiło.
- Hej – zaczęłam nieśmiało – Ja… tak tylko… przechodziłam… nie będę ci przeszkadzać – zaczęłam się wycofywać.
- Nie, nie przeszkadzasz. Chodź, siadaj – uśmiechnął się i wskazał miejsce obok siebie – Przychodzę tu, kiedy mam ochotę odciąć się od tej szarej rzeczywistości, kiedy po prostu potrzebuję pomyśleć. A teraz już lepiej być nie może – wytłumaczył chłopak – Moje ulubione miejsce na Ziemi w którym jestem z osobą, z którą mogę porozmawiać o wszystkim.
Po tym co powiedział po prostu mnie zatkało. Nie wiedziałam, czy traktuje mnie jako przyjaciółkę, czy kogoś więcej… Nie. To niemożliwe, ale nie zmienia to faktu, że kiedyś powiem mu, co czuję.
- Każdy potrzebuje takiego miejsca – powiedziałam, i położyłam dłonie na trawie, przypadkiem kładąc je na dłoni Nath'a.
Natychmiast ją cofnęłam. On tylko spojrzał na mnie tymi swoimi boskimi oczami i uśmiechnął się zabójczo. Ja odwdzięczyłam mu się tym samym.
- A… nie, żebym się wtrącała, czy coś… co z tą dziewczyną, co była wczoraj u was?
- Angelika? Nie chcę jej znać...
- Wybacz, nie powinnam się wtrącać.
- Nie wtrącasz się, to żadna tajemnica – uśmiechnął się delikatnie.
- A jeśli ona robi to… bo cię kocha? – ostatnie słowa powiedziałam bardzo cicho, ledwo przeszły mi przez gardło.
- Ona? Nawet jeśli, to nic, kompletnie nic z tego nie będzie. Ja do niej nic nie czuję.
Po odpowiedzi chłopaka nic więcej nie powiedziałam.
- Widzę, że limo prawie zniknęło – przerwałam ciągnącą się ciszę.
- Jeszcze parę dni i całkiem zejdzie – szczerzył się.
- Dalej jestem zdania, że nie musiałeś tego robić – udawałam, że się obraziłam.
- Jak nie ja, to zrobiłby to któryś z nas – śmiał się – A zresztą, dałabyś sobie radę sama?
- A żebyś wiedział – śmiałam się pod nosem.
- Nie udawaj, że się fochasz – połaskotał mnie – Ty też mogłaś się nie wpychać tam, gdzie nie trzeba. Najwyżej dostałbym w brzuch, ale nic takiego by mi nie zrobił, żebym nie mógł śpiewać – uśmiechnął się.
- Dałbyś sobie radę? – zapytałam z podniesioną brwią.
- A żebyś wiedziała – teraz śmialiśmy się oboje.
- Z brzuchem lepiej?
- Dużo lepiej. Sama się dziwię, że tak szybko mi przeszło.
- Mówiłem, że będzie dobrze?
- Hmm, nie przypominam sobie…
- A no tak, leżałaś ledwo przytomna w karetce, jak ten typ cię uderzył – wytłumaczył.
- W takim razie przyznaję ci rację.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę i wróciliśmy do domu. W drodze powrotnej szturchaliśmy się i żartowaliśmy. W domu do naszego szaleństwa dołączyli się jeszcze Max, Jay, Tom i Siva. Głupawka nam się udzieliła i prześmialiśmy tak dwie godziny. Później Nathan i Max pojechali się „odstresować”, a ja z resztą poszliśmy do Loczka.
- Jak tam Nath? – zapytał mnie Jay.
- A jak ma być? – uśmiechnęłam się – Jest jak jest i pewnie tak to zostawię.
- Jak to, „zostawisz”? – zdziwił się Tom.
- Mam zamiar wrócić jutro do domu, brzuch już mnie nie boli, więc nie chcę wam siedzieć na głowie.
- Żartujesz.
- Nie, czemu.
- Ale, no u ciebie nikogo nie ma. Co będziesz robić?
- To co do tej pory, posprzątam, posiedzę w domu… i…
- I?
- Tyle...? – odpowiedziałam niepewnie.
- Nie. Zostajesz u nas. Kto powiedział, że nam siedzisz na głowie? No właśnie. Zostajesz i tyle.
- Ale ja…
- Bez gadania. Tyle. Pozamiatane. Koniec i kropka.
- No dobrze, ale jak będziecie mieć mnie dość, to śmiało wykopcie mnie za próg – śmiałam się.
- Powiesz mu? – zmienił temat Tom.
- Kiedyś będę musiała, ale mam nadzieję, że mi przejdzie.
- Oj, wątpię. Tak, jak na niego patrzysz, nie patrzył jeszcze nikt – powiedział Seev.

_______________________________________________________
Kolejny rozdzialik :) Mam taki plan ^^ Pewnie ( bardzo w to wierzę ), że w ciągu kilkunastu najbliższych dni mój blog osiągnie 3000 wyświetleń. Ja cieszę się nawet z każdego jednego, więc chcę się wam jakoś odwdzięczyć. Jeśli macie ochotę na niespodziankę, to obok jest ankieta i zapraszam do głosowania ^^. Jeśli macie inne pomysły to proszę o info w komentarzu;***
Dedykuję:
Ania203 - Twój blog jest niesamowity przez ogromne N, no świetny. Jestem wdzięczna za Twe zacne komentarze pozostawione pod postami :). Cieszę się, iż podoba Ci się i czekam na te aćki co miałaś mi wysłać, tylko powiedz ile Ci wisze ;) Kocham Cb i Twojego bloga. DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO ;***


 

sobota, 26 maja 2012

Rozdział 25

- Dobrze – uśmiechnęłam się.
Poszliśmy do salonu. Siedzieli już tam Max i Tom. Pogadaliśmy, pośmialiśmy trochę i tak do 19:00. Później dołączył do nas Jay i Siva. Cała nasza szóstka poszła do kuchni robić kolację. Nie obeszło się bez żartów. Przygotowaliśmy gofry ze śmietaną oraz paroma innymi dodatkami: jagody, truskawki, miód, co kto woli. Usiedliśmy do stołu. W pewnej chwili zadzwonił domofon. Jay odebrał, bo miał najbliżej.
- Dobry wieczór.
- Dobry wieczór – odezwał się kobiecy głos z domofonu.
- Słucham – powiedział Jay.
- J-ja mogę wejść?
- Hmm, no… w sumie to tak, proszę.
Chłopak nieco się zdziwił i przycisnął przycisk otwierający furtkę. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzył Jay. Słyszeliśmy tylko czyjś przerażony głos. Następnie chłopak zamknął drzwi, co oznaczało, że zaprosił gościa do środka. Odeszliśmy od stołu i poszliśmy do Loczka. W holu stała zmarznięta, mokra dziewczyna okryta kocem. Na jej widok przeraziliśmy się.
- Co ci się stało? – zapytał zmartwiony Tom.
- Ja… ja – dziewczyna rozpłakała się.
Twarz miała zakrytą, więc nie widzieliśmy jak wygląda,
- Spokojnie – powiedział Seev. Podszedł do niej pocieszając ją.
- Opowiedz nam od początku, co się stało.
- To… ja szłam sobie na spacerze z koleżanką i poszłyśmy na łąkę. Zrobiło się ciemno i zgubiłyśmy się. Błądziłyśmy dobre dwie godziny, gdy w pewnym momencie nie zauważyłam rzeki i wpadłam do niej. Moja znajoma pobiegła po pomoc, lecz nie wróciła. Resztkami sił wygramoliłam się z rzeki. Zziębnięta zaczęłam szukać drogi powrotnej. Jakimś cudem znalazłam nasz samochód, wzięłam koc i przyszłam tutaj po pomoc – tłumaczyła pochlipując.
- To straszne – podsumował Tom.
- Zdejmij ten przemoknięty koc – powiedział Max i pomógł dziewczynie go zdjąć, lecz ta zachowywała się tak, jakby wcale tego nie chciała.
Gdy odsłoniła twarz… zamurowało nas. Była cała mokra, oprócz głowy. Miała piękne loki, umalowane oczy i usta.
- Yyy… po drodze wpadłaś do fryzjera? – rzucił Seev.
- Emm, nie, czemu? – udawała głupią.
- Hej, nie przypominam sobie, żeby gdziekolwiek w okolicy była jakaś rzeka.
- Ja cię znam! – krzyknął Jay – To ty byłaś tą dziewczyną, która w szpitalu upadła obok Nath'a.
- Co? – dziwiła się – Ja… nic takiego nie pamiętam.
- On ma rację – zaczął Max.
- Wtedy, gdy przyjechaliśmy z Anią do szpitala, bo dostała w brzuch. Specjalnie upadłaś obok Nath'a, mając nadzieję, że ci pomoże – dokończył Seev.
- To ty – powiedział cicho Nathan.
- Nie mam pojęcia, o czy…
- To na ciebie wpadłem w szpitalu i to TY później mnie pocałowałaś – przerwał jej chłopak – Myślisz, że kto ja jestem, jakiś laluś, którego byle jaka laska może tak sobie bez powodu pocałować? – jeszcze nigdy nie widziałam go tak wkurzonego.
- Uh, o co wam chodzi? - pytała z głupim uśmiechem na krwistoczerwonych ustach.
- Po tym wszystkim jeszcze tu przychodzisz i wywijasz nam taki numer? Spieprzaj stąd!
- Hej, Młody, spokojnie – uspokajał go Tom.
- Ja tak łatwo nie odpuszczę! – krzyczała.
Byłam zdezorientowana. Chłopcy ją znali? Nagle Jay i Max wzięli ją pod ręce i wyprowadzili z domu.
- Trzeba mieć tupet, żeby po tym, co zrobiła, jeszcze tu przyjść – rzucił wściekły Nath – Jak ją tylko dorwę! – chciał pobiec do niej, ale Tom i Seev go przytrzymali. Ja powoli odsuwałam się na bok.
- Młody, spokój. Dziewczyn się nie bije. Nawet takich jak ona.
Chłopak uwolnił się z uścisku i poszedł do siebie na górę. Po chwili wrócili Max i Jay.
- Nath gdzie?
- Poszedł do siebie. Jest zły – odpowiedział Tom.
- Nie dziwię mu się.
- Chodźcie, dokończymy kolację i posprzątamy – powiedział Max i posłusznie poszliśmy do jadalni.
Po kolacji ja i Tom zostaliśmy posprzątać, a reszta poszła do siebie.
- Widziałaś tą dziewczynę w szpitalu? – zapytał chłopak.
- W szpitalu nie. Widziałam…, jak całowała Nath'a.
- Mhmm. Nie bój nic, wszystko się jakoś ułoży – uśmiechnął się.
- Nie bardzo wiem, co masz na myśli.
- Jay powiedział nam, że Nath ci się podoba.
- A, no tak...
- Czyli wtedy na basenie chłopaki mieli rację?
- To aż tak widać?
- Po prostu trzeba umieć patrzeć. Nie znamy cię jeszcze tak dobrze, ale kiedy z nim rozmawiasz, robisz to jakoś inaczej.
- Czyli widać.
- Hej – uśmiechnął się, gdy spostrzegł, że się tym przejmuję – będzie dobrze. Wiem, że te słowa niejednego potrafią zdenerwować, ale uwierz mi - powiedział i mnie przytulił.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się.
- Nie ma za co – odwzajemnił mi się tym samym i wróciliśmy do zmywania. Kiedy skończyliśmy, każde z nas poszło do swojego pokoju. Wykonałam rutynowe czynności i położyłam się spać.

_______________________________________________________
Nie jest zbyt bulwersujący? XD Chciałam podziękować za poprzednie komentarze. Jestem przeszczęśliwa że wypisujecie takie miłe rzeczy ;***. Jestem wdzięczna, że podoba wam się, gdyż zaczynając go pisać nie wyobrażałam sobie, że w ogóle ktoś go będzie czytał. Jak ja się wam odwdzięczę za komentarze pod poprzednim rozdziałem? Jestem otwarta na propozycje, w miarę do spełnienia ( nie żartuję :):) ).Wczoraj nie przeczytałam żadnego bloga ;/;/ i z tego miejsca PRZEPRASZAM!!! ale nadrobię to dzisiaj. Już zabieram się za komentowanie ^^
Dedykuję:
hilal - która dodała koma pod 9 rozdziałem. Mam nadzieję, że ujrzy, iż ten rozdział jest dedykowany jej. Dziękuję, że także przekonała się do mojego bloga. DZIĘKUJĘ ;***

Klasycznie - foto: 

PS.:
Kinia*** - nie przepraszaj mnie, gdyż dla mnie liczy się to, że w ogóle czytasz za to Ci dziękuję :)

piątek, 25 maja 2012

Rozdział 24

- O, przepraszam, nie będę ci przeszkadzał.
- Nie no, coś ty. Tak sobie siedzę i rysuję coś nie coś – uśmiechnęłam się i szybko przewróciłam kartkę.
- Jesteś pewna?
- Na sto procent.
Usiadł obok mnie. Gadaliśmy trochę i o wszystkim i o niczym. Nath rozłożył i oparł ręce na oparciu ławki. Czułam, jak jedną ręką delikatnie dotykał moich pleców. W pewnym momencie otworzyłam szkicownik i zaczęłam coś bazgrać. Nie zauważyłam, że Nath zagląda mi przez ramię i gdy odruchowo odwróciłam głowę, nasze twarze dzieliły już tylko centymetry. Czułam na sobie jego oddech. Muszę przyznać, że oczy miał niczego sobie. Serce mówiło „działaj”, ale rozum uświadomił mi, że jeśli to zrobię, później będzie już tylko gorzej. Jeżeli on się mną tylko zabawi? Jeżeli ja się zakocham na amen, a on uzna to za jednorazową przygodę? Chłopak patrzył mi głęboko w oczy. Czekał na mój ruch. W pewnej chwili silny podmuch wiatru strącił z moich kolan szkicownik. Odsunęliśmy się od siebie.
- Ja… - zaczął Nath – przepraszam, za daleko się posunąłem.
- To ja powinnam przeprosić.
- Nie, to… tak jakoś, zagapiłem się. Lepiej już pójdę – powiedział i odszedł ze zbitą miną.

Z perspektywy Nath'a:

                  Przez jej ramię zaglądałem, co rysuje. W pewnej chwili niespodziewanie odwróciła głowę. Nasze twarze dzieliła niewielka odległość. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Nie wiedziałem, co mam zrobić, czekałem na jej ruch. Jeszcze nigdy nie widziałem takich oczu. Nie były ani zielone, ani brązowe, jakby wymieszane z tych dwóch kolorów. Były piękne. Z jej twarzy nie mogłem wyczytać żadnych emocji. Postanowiłem ją pocałować. Powoli, minimalnie przybliżyłem się do niej, gdy nagle z jej kolan zsunął się szkicownik. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Pomyślałem, że nie mogę jej do niczego zmuszać. Byłem na siebie wściekły. Powiedziałem, że lepiej będzie, jak już pójdę i poszedłem do siebie. Będąc w pokoju położyłem się na łóżku, założyłem słuchawki i uruchomiłem muzę. Po przemyśleniu mojego zachowania, doszedłem do wniosku, że postąpiłem jak kretyn. No, jak mogłem tak po prostu sobie pójść? Bez żadnych wyjaśnień? Muszę z nią pogadać. Leżałem tak jeszcze chwilę, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi.

Z mojej perspektywy:

                 Powiedziałam coś nie tak? Sumienie mnie gryzło, że powinnam przeprosić. Nawet, jeśli nie zawiniłam, nie mogłam tak tego zostawić. Kolejny podmuch wyciągnął wyrwaną kartkę, włożoną do szkicownika i porwał ją nad jeziorko. Błagałam, żeby nie spadła na wodę. Jak na złość, upadła. Wzięłam jakiś patyk leżący pod ręką i jak najszybciej wyciągnęłam kartkę. Na szczęście upadła szkicem do góry i obraz tak bardzo się nie rozmazał. Zależało mi na nim, gdyż na rysunku byłam ja i moje dwie najlepsze przyjaciółki – Justyna i Gabrysia. Patrząc na nie przywoływałam najpiękniejsze chwile spędzone z nimi. Gdy nie wiedziałam, co robić, nie umiałam podjąć decyzji, patrzyłam na rysunek i rozwiązanie jakoś tak samo przychodziło. Tym razem w myślach krążyło pytanie, czemu czasem odczuwam pustkę. Spojrzałam na obrazek i w głowie pojawiło się jedno słowo: „Nathan”. Trudno. Zebrałam się, to znaczy wzięłam szkicownik i kredki do jednej ręki, a do drugiej mokrą kartkę i udałam się do domu. W pokoju na balkonie rozłożyłam ją tak, by wyschła. Ogarnęłam się i ruszyłam do pokoju Nathana.
                  Podeszłam do drzwi. Wzięłam głęboki wdech i zapukałam. Z wnętrza dobiegło tępe „proszę” i weszłam. Nath stał tyłem do mnie i szukał coś w półce. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo chłopak mi przerwał.
- Tom, błagam, daj mi teraz spokój, muszę iść przeprosić… O, wybacz, myślałem, że Tom przyszedł.
- Nic nie szkodzi. Ja przyszłam…, żeby przeprosić.
- Ty mnie? Za co? – zdziwił się.
- Za… tę niezręczną sytuację, koło jeziorka.
- Jeśli ktoś ma kogoś przepraszać, to ja ciebie. Tak jakoś wyszło… Nie myśl sobie, że ja w jakikolwiek sposób chcę cię wykorzystać. Co to, to nie – tłumaczył się przerażony Nath.
- Spokojnie, rozumiem – uśmiechnęłam się łagodnie, a Nath podszedł do mnie.
- To zgoda? – zapytał niepewnie.
- A czy była między nami niezgoda? – zaśmiałam się.
- Niby nie – szczerzył się chłopak.
- No widzisz.
- Zapomnijmy o tym – powiedział, ale już nie z uśmiechem, lecz smutkiem, jakby nie chciał tego mówić.

_______________________________________________________
Dodaję tak wcześnie, bo znalazłam wolną chwilę. Mam wątpliwości, gdyż troszkę czasu minie, zanim, że tak powiem Ania i Nath "się zejdą", więc jeżeli znudzi wam się, to zrozumiem. Bo w końcu ile można czekać? Tak jakoś sobie to opowiadanie ułożyłam. Życzę miłego czytania ;****
Dedykuję:
Peace;* - Cieszę się, że taka pisarka jak Ty czyta mojego bloga. Twoje opowiadanie jest interesujące i mimo, iż przerywasz w tak nieoczekiwanych momentach, czyni je to bardziej wciągającym. Dziękuję, że dodajesz komentarze i życzysz weny, bo jest ona przydatna i pewnie dzięki Tobie mnie nie opuszcza. Japa mi się cieszy, gdy czytam twoje zwariowane komentarze ^^. Jesteś niesamowitą dziewczyną przepełnioną talentem. DZIĘKUJĘ za wsparcie. Kocham Cię ;***


czwartek, 24 maja 2012

Rozdział 23

- Ekhem – odchrząknął i zaczął melodyjnym głosem – Wielmożna Królewno, moim obowiązkiem jest wybawić cię z opresji w jakiej to się znajdujesz. Podaj mi przeto swą dłoń, a udamy się do krainy wolnej od tej bestii – po tym wszystkim zaczęłam się śmiać. Opanowałam się i powiedziałam:
- Czy ty coś brałeś? Haha, no dobra. Przykro mi Wasza Wysokość, lecz jest jeden problem, a mianowicie – w tym momencie w drzwiach stanął Max – on jest tym problemem.
- Jak to? Pokochałaś Smoka? – zdziwił się Nath.
Po chwili za Max'em stanął wierny rumak Księcia i poobijani chłopcy. Ja przez cały czas cicho chichotałam.
- Musisz wybrać – zaczął Max – ten Książę, albo ja.
- Ymm, wybieram… Jego! – palcem wskazałam Jay’a. Gdy ten zajarzył o co kaman, uśmiechnął się zwycięsko. 
- Wybrałaś konia? – śmiał się Tom.
Teraz już wszyscy leżeliśmy na podłodze. Jak sobie pomyślałam o tej całej sytuacji, ponownie wybuchałam śmiechem, a chłopaki szli w moje ślady.
- My mamy twój numer? – obudził się Max.
- Nie – odpowiedziałam.
- No to musisz mieć! – powiedział Tom i cała piątka wyciągnęła komórki po czym każdy dał mi swoją.
Ja zrobiłam to samo. Dałam mojego tela chłopakom i ci powoli się wpisywali. Po wykonaniu zadania, poszłam do siebie odpocząć, bo trochę zaczął boleć mnie brzuch. Chłopcy zostali w salonie. Położyłam się na łóżku i tępo wpatrywałam się w sufit. Nie wiem, co w nim takiego interesującego, że wiele osób tak się w niego wpatruje, ale mi to pomagało myśleć. Nie dotarło do mnie jeszcze, że znam całe TW, że z nimi mieszkam. Nie jedna dziewczyna oddałaby wszystko, by znaleźć się na moim miejscu.
                  Zbyt dobrze by mi się myślało, gdyby mi ktoś nie przerwał. I miałam rację. Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę.
Do pokoju wszedł Nathan. Nie powiem, zdziwiłam się.
- Hej. Mogę pogadać?
- Pewnie – usiadłam na kraju łóżka. On usiadł obok mnie.
- Ja… - zaczął – chciałem cię o coś zapytać.
- Słucham – uśmiechnęłam się. W środku miałam III wojnę, tyle, że uczuć.
- Czemu to zrobiłaś? – zapytał spokojnie.
- Nie rozumiem.
- Czemu mnie obroniłaś?
- Aaa – nie mogłam mu powiedzieć, że obroniłam go, bo się w nim zakochałam i chciałam go chronić przed Matt'em - Sama nie wiem, ale ja mogę ciebie zapytać o to samo.
- Przywaliłem mu, ponieważ nie mogłem pozwolić, żeby jakiś kolo dobierał się do mojej nowej znajomej – powiedział i uśmiechnął się delikatnie.
Jeszcze raz tak zrobi, to wybiję mu te jego białe ząbki, bo ile razy widzę ten uśmiech, tyle razy w brzuchu robi mi się ogród zoologiczny pełen motyli.
- Nie musiałeś tego robić.
- Ale zrobiłem – uśmiechał się cały czas.
- Ja zdania nie zmienię – jego humor udzielił mi się.
- Mimo wszystko, dziękuję.
- Ja też dziękuję – nagle ktoś zapukał i do pokoju wszedł Max.
- Gołąbeczki chodźcie na kolację – powiedział. Rzuciłam mu mordercze spojrzenie. On tylko się uśmiechnął.
- Zrobiliście gołąbki? – zaśmiał się Nath.
- No dobra, chodźcie.
Zeszliśmy na dół do jadalni i usiedliśmy przy stole. Chłopcy zrobili kanapki i przepyszne kakałko. Zjedzenie jednej zajęło nam pół godziny, bo chłopcy wspominali akcję „porwanie królewny”. W końcu po skończonej kolacji poszłam wziąć prysznic i wróciłam do siebie. Usiadłam w oknie na mięciutkim parapecie, włożyłam słuchawki i włączyłam piosenki TW. Nie wiem nawet kiedy zasnęłam. Nigdy mi się to nie zdarzyło z włączoną muzyką.

Z perspektywy chłopaków:

                  Kiedy Ania poszła do siebie, my popatrzyliśmy jeszcze na TV i rozeszliśmy się do swoich pokoi. Gdy byłem u siebie, wysłałem do chłopaków esy (oprócz Nath'a), żeby po cichu wpadli do mnie na chwilę. Po 10 minutach byli już wszyscy.
- Co to za sprawa? – dopytywał Max.
- Muszę wam coś powiedzieć.
- Słuchamy.
- Ania przyznała się, że Młody jej się podoba.
- Żartujesz. Kiedy? – nie dowierzał Tom.
- Jak po nią pojechaliśmy.
- Powiedziała ci przy nim?
- No jak przy nim capie – rzucił Seev.
- Niee, coś ty. Gdy siedzieliśmy już w samochodzie, zauważyła, że nie wzięła szkicownika. Wtedy Nath powiedział, że po niego skoczy. No i jak go nie było, to powiedziała mi prawdę.
- Uuu, nieźle – powiedział Seev.
- Wiecie, że nie wchodzimy z butami w życie osobiste żadnego z nas.
- Jay, pewnie, że wiemy. Tylko, czy Nathan kocha ją tak na serio, a nie tak, jak poprzednią? Nie chodzi mi o to, że on tak z każdą postępuję, wiecie, o co mam na myśli.
- Trzeba będzie go podejść, żeby nam się wygadał – zaproponował Max.
- A Ania? Nie, żebym jej nie ufał, ale za krótko ją znamy.
- Jestem pewien, że nie chodzi jej o kasę.
- Skąd ta pewność? – pytał Siva.
- Właśnie miałem wam o tym powiedzieć. Kiedy Nathan wyszedł ze szpitala, podbiegła do niego jakaś dziunia i go pocałowała. Spojrzałem na Anię i zobaczyłem jak po policzku spłynęła jej łza. W oczach miała ból. Ona go kocha.
- Młody całował się z jakąś lalą?
- Nie on, tylko ona jego. Wpadł na nią jak wracał. Pomógł jej wstać a ona… zrobiła, co zrobiła.
- Pff, jaka pinda – rzucił Tom.
- Dobra, ja idę spać – oświadczył Max. W jego ślady poszła reszta i wrócili do siebie.
                  Obudziłem się o 11:00. Zszedłem na dół razem z Max'em, który wracał z łazienki. Reszta była już w jadalni. Seev i Młody robili tosty. Po pół godzinie, Nath dziwił się, czemu Ania jeszcze nie zeszła.
- Czemu jeszcze jej nie ma? – pytał Młody przegryzając tosta.
- Pewnie śpi. Ostatnio tyle się działo, musi odpocząć – tłumaczył Tom.
- A jeśli coś się stało?
- Co się mogło stać? A zresztą, jeśli cię to uspokoi, możemy iść sprawdzić.
- No to już – uśmiechnął się i dla świętego spokoju poszliśmy na górę.
Nath lekko zapukał i ostrożnie otworzył drzwi. Na łóżku nikogo nie było. Weszliśmy i zobaczyliśmy, że Ania śpi na parapecie okna ze słuchawkami w uszach.
- Ulżyło? – szepnąłem mu na ucho.
- Cii – chłopak powoli wziął koc leżący na krześle w rogu, podszedł do niej i delikatnie ją przykrył. Wyszliśmy z pokoju i wróciliśmy do śniadania.
- Nie no, Młody, jaki ty się opiekuńczy zrobiłeś – powiedział Max z lekko uniesioną brwią. Teraz już cała nasza czwórka wiedziała, że mu na niej zależy.
- A tam, od razu opiekuńczy – zrobił smutną minę – Jak ja jej to powiem...
- A jeśli ona też coś tam do ciebie czuje? – rzucił podchwytliwie Seev.
- Nie wiem, nie wygląda na to…
- Musisz zapytać – podpuszczał go Max.
- I zapytam, tylko nie wiem, kiedy.

Z mojej perspektywy:

                  Obudziłam się przykryta kocem. Nie przypominało mi się, żebym wieczorem czymkolwiek się okrywałam, więc pewnie któryś z chłopaków się o mnie zatroszczył. Ogarnęłam się i zeszłam na dół. W powietrzu unosił się zapach pieczonego chleba. Ciekawe, co oni znowu kombinują. Weszłam do jadalni. Chłopcy przywitali mnie uśmiechem.
- Dzień dobry Królewno! – powiedział, a raczej krzyknął Max.
- Dzień dobry Smoku! – odpowiedziałam mu.
- Coś długo pospałaś.
- Wczoraj byłam zmęczona, szpital i w ogóle.
- Mówiłem? – cieszył się Tom.
- Nawet nie wiem, kiedy mnie zmogło – uśmiechnęłam się – Zapomniałabym. Dziękuję, że któryś z was nie pozwolił mi zmarznąć i okrył mnie zacnym kocem.
- Ach, to nie któż inny, jak ser Nath – oświadczył Tom. Zauważyłam, że chłopak lekko się zarumienił.
- Ser? Żółty czy biały? – ocknął się zaspany Jay.
- Różowy!
- Zrobiliście różowy ser? – dziwił się Loczek.
- Tak i zjedliśmy go w tajemnicy przed tobą.
Pośmialiśmy się trochę i zjedliśmy śniadanie. Chłopcy byli dzisiaj wyjątkowo spokojni. Pozmywali i pozaszywali się w swoich pokojach. Jay i Seev pewnie poszli spać, bo przy stole cały czas ziewali. Poszłam wziąć poranny prysznic. Następnie ubrałam granatową tunikę w białą kratę, czarne rurki i tenisówki tego samego koloru. Na rękę założyłam czerwony zegarek Jelly Watch, a włosy klasycznie spięłam w kucyka na prawy bok. Rzęsy pociągnęłam maskarą i byłam gotowa, tylko nie wiedziałam jeszcze, do czego. Pomyślałam, że skoro dzisiaj jest wyjątkowo słonecznie, nie ma co siedzieć w domu. Wzięłam szkicownik, parę kredek i zeszłam po schodach. Udałam się do tylnych drzwi. Gdy byłam już na zewnątrz, po lewej stronie ujrzałam olbrzymią, rozłożystą wierzbę. „To jest mój cel” – pomyślałam i ruszyłam w tamtą stronę. Gdy byłam coraz bliżej, gałązki drzewa odsłaniały niewielkie jeziorko, a później ławeczkę, za którą rósł ogromny krzew. Usiadłam na niej, otworzyłam szkicownik i zaczęłam rysować to malownicze miejsce. Po chwili dopadła mnie ogromna chęć narysowania Nath'a. Odwróciłam kartkę i zaczęłam malować poprzednio narysowaną twarz. Muszę przyznać, że w połowie efekt był nawet niezły. Nagle usłyszałam kroki i pogwizdywanie. To pewnie jeden z chłopaków. Był coraz bliżej. Po czapce poznałam, że to Nathan. Gdy mnie zobaczył, zdziwił się.

_______________________________________________________
Kolejny nud... dobra powstrzymam się XD
Dedykuję:
Kinia*** - Dziękuję, że jesteś ze mną od początku. Za to, Że dodałaś JAKO PIERWSZA komentarz pod opowiadaniem. Twoje opowiadanie powala z nóg swoim humorem. Masz talenta i nie musisz się do tego przyznawać, bo każdy o tym wie. Bardzo się cieszę, że starasz się dodawać komy pod każdym postem, bo wiem, że czasem po prostu nie masz czasu. Dodają mi chęci do pisania. DZIĘKUJĘ. Kocham Cię ;***


środa, 23 maja 2012

Rozdział 22

- A co byś zrobiła, gdyby… cholera – Jay popatrzył na mnie i gdy spostrzegł, że go nie słucham, spojrzał tam, gdzie ja.
- Co to niby ma być?... – dziwił się Loczek.
Tępo wpatrywałam się w Nathana. Ta słodka lala uśmiechała się do niego, lecz z każdą chwilą na jej twarzy rosło rozczarowanie. Nie mam pojęcia, co on jej powiedział, ale widać było, że nie był zadowolony. Kiedy ruszył ku nam, szybko odwróciłam głowę i poczułam, jak po moim policzku spłynęła łza. Natychmiast ją otarłam.
- Proszę – Nath podał mi mój szkicownik i uśmiechnął się szeroko.
- Dziękuję – odpowiedziałam nie podnosząc głowy.
- Nath, co to miało być? – pytał zdenerwowany Jay.
- Co?
- To przed szpitalem.
- Nic ważnego. Hej, wszystko w porządku? – zwrócił się do mnie. Musiał zobaczyć, jak po policzku spływają mi kolejne łzy.
- Tak, tak. Coś mi chyba do oka wpadło – no bez jaj, nie mogę się tak po prostu przy nim rozkleić.
- Może ci pomóc? – zapytał troskliwie.
- Nie, nie trzeba. Już… wypadło – uśmiechnęłam się i sięgnęłam do torby Kralabellą..yliśmy do
Zresztą, po co ja się przejmuję. To, że go koch…, że się w nim zakochałam, nie czyni go moim chłopakiem, no nie? Nathan usiadł z przodu. Jay spojrzał na mnie pocieszająco, ja uśmiechnęłam się do niego i ruszyliśmy.
                  Dojechaliśmy. Powoli wyszłam z samochodu, bo troszkę bolał mnie brzuch. Weszliśmy do domu i poczuliśmy piękny zapach.
- Mmm, co tak cudnie pachnie? – zapytałam.
- Hej! – chłopaki przybiegli, by się przywitać. Mieli na sobie fartuszki i czapki kucharskie. Rzucili się na mnie i mocno uścisnęli.
- Udusicie mnie!
- Nie bój nic – powiedział Max.
- Co upichciliście?
- To niespodzianka – odpowiedział tajemniczo Seev.
- No dobrze – uśmiechnęłam się.

Z perspektywy Nath'a:

                  Wróciliśmy do domu. O dziwo stał w ty samym miejscu w nienaruszonym stanie. Gdy byliśmy już w środku, Jay odciągnął mnie na bok.
- Co to było? – zapytał.
- No ale co? To przed szpitalem?
- No, słucham.
- Ehh. Poszedłem po ten szkicownik i gdy wracałem zagapiłem się i wpadłem w tę dziewczynę. Pomogłem jej wstać i pozbierałem to co upadło, bo ona stała i gapiła się na mnie. Nic jej nie powiedziałem, nie flirtowałem z nią. No pojęcia nie mam co w nią wstąpiło. Potem było to, co sam widziałeś.
- Mam nadzieję, że to prawda. Wczoraj mówiłeś, że kochasz Anię, a dzisiaj…
- Ej, nie wierzysz mi?
- Wierzę, tylko wkurzyła mnie ta panna. Mam wrażenie, że skądś ją znam.
- Nie wiem, może ci się zdaje. Mnie też wkurzyła, ale to była jednorazowa sprawa, daję słowo. Bardzo żałuję tego pocałunku.
- Dobra, wierzę ci. Chodź zobaczymy co nasi kucharze ugotowali.

Z mojej perspektywy:

                  Chłopcy kazali nam usiąść w jadalni. Sami przebrali się za kelnerów i podali nam obiad. Gdy spojrzałam na talerz, ujrzałam źródło tego boskiego zapachu. Nie bardzo wiedziałam co to jest, więc spojrzałam błagalnym wzrokiem na Toma.
- Ymm, to jest kurczak a’la TSM, lub po prostu kurczak w warzywach.
- TSM? – zapytał niepewnie Jay.
- Tom, Seev i Max.
- Aaa, własnego autorstwa? – dopytywałam śmiejąc się.
- Pewnie zamówili na wynos – rzucił Loczek.
- Ja ci dam na wynos, ale kopa i będziesz spał na polu! – bulwersował się Seev.
- Spokojnie, żartowałem – śmiał się chłopak.
Nathan i Jay chyrali się już na całego. Gdy wszyscy się uspokoili, zaczęliśmy jeść. Kurczak był nieziemski. Nie mogłam uwierzyć, że przygotowało go trzech wariatów. Po skończonym obiedzie Jay i Nath poszli zmywać, a ja i reszta chłopaków ruszyliśmy do salonu. Nie było nic ciekawego, więc chłopcy odkurzyli i podłączyli X-Box’a.
- Ja gram pierwszy! – zarzekał się Tom.
- Przecież można grać nawet we czwórkę – przypomniał mu Max.
- No tak. To w co gramy?
- Hmm.
- Gwiezdne Wojny – Wojny klonów!
- Seev, no bez jaj.
- Ja tam nie wnikam czy klony je mają, czy nie.
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. W ostateczności poszliśmy na kompromis i wybraliśmy Myszkę Miki. Ja byłam Mini, Tom był Mikim, Seev – Goofim, a Max – Kralabellą. Ja ze śmiechu leżałam pod nogami chłopaków. Trochę bolał mnie brzuch, ale w końcu śmiech to zdrowie. Tom miał mnie uwolnić z rąk Pitt’a. Nic z tego nie wyszło, bo Max panoszył się wszędzie z tymi swoimi kopytami. Nawet nie zauważyłam, kiedy Nath i Jay przyszli do salonu.
- Ja już nie mogę – wszystko bolało mnie ze śmiechu.
- Czemu? Oh moja Mini! Nie!!! – Tom darł się jak stare prześcieradło.
- Hahahaha, ja pasuję grę – powiedział Max i zaczął mnie łaskotać.
Chciałam usiąść na sofie obok Jay'a, lecz ten przesunął się i wylądowałam obok Nath'a. Max dalej robił swoje.
- Max! No, haha, no weź przestań haha!!
Wtem Nath z przytupem wstał z kanapy.
- Przybyłem, by uratować Królewnę z rąk tego obrzydliwego Smoka! Gdzie mój wierny rumak? – rzucił informujące spojrzenie Jay’owi. Ten zakumał o co chodzi i parsknął jak koń.
- A gdzie służący? – tym razem miał na myśli Toma i Seev'a.
Ci uzbrojeni w miotły, podali jedną Księciowi i stanęli na baczność. Max przerwał moje tortury, by zobaczyć co się dzieje.
- Czyli ja to Smok? – powiedział chłopak, wziął mnie na ręce, zaryczał jak bestia i ruszył biegiem po schodach na górę.
To działo się tak szybko, że Książę dopiero po chwili zorientował się, że porwano jego Królewnę. Wsiadł Loczkowi, yy przepraszam rumakowi na grzbiet i ruszyli za Smokiem. Max wbiegł do swojego pokoju, zamknął drzwi, a mnie „rzucił” na łóżko.
- To ty będziesz… Śpiącą Królewną – zakomunikował chłopak.
- No dobra – zgodziłam się.
Dopiero po chwili dotarło do mnie jak Śpiąca Królewa została obudzona. Pocałunkiem przez Księcia, którym w tym przypadku jest… Nathan.
- Nie! Yyy… Królewna, to znaczy Śpiąca być nie może.
- Czemu? – zapytał zdziwiony Max.
- Bo… przecież, no… potrzebna jest czarownica, która mnie zaczaruje, no nie? – udało mi się wybrnąć.
- No masz rację, – uśmiechnął się – więc jaką Królewną chcesz być?
- Po prostu, Królewną.
- Jak chcesz. Słuchaj, plan jest taki – nachylił się w moją stronę – Jak tu wpadną, albo raczej będą próbowali wpaść, ja na nich skoczę, a ty przed nimi uciekniesz do kuchni. Później ja zamknę ich w moim pokoju i dołączę do ciebie.
- Emm, Max, wszystko jest git, tyle, że ja powinnam uciekać przed tobą, a nie przed nimi – po moich słowach zaczęliśmy się śmiać.
- Ale wiesz co, ja mogę być Księciem zamienionym w Smoka, który zakochał się w Królewnie i porywa ją, by ta przekonała się, że ów Smok jest miły i później ona zakocha się w nim i całuje go, by go odczarować – powiedział Max na jednym oddechu. Gdy skończył, ze świstem nabrał powietrza.
- To świetny pomysł. Wreszcie jakaś inna bajka niż te klasyczne. A tak poza tym, to podziwiam cię. Skąd ty bierzesz te wszystkie pomysły? – zapytałam.
- No wiesz… cii, chyba idą. Max zbliżył się do drzwi, złapał za klamkę i zaczął po cichu odliczać.
- Trzy, czte-ry! – otworzył drzwi i rzucił się na stojących tam Seev'a i Toma.
Gdy byli już „zajęci sobą”, wybiegłam z pokoju i ruszyłam do kuchni. Za sobą słyszałam już tylko krzyki chłopaków. Cały czas śmiałam się pod nosem. Przy schodach stał Jay. Zatrzymałam się i spojrzałam na niego. Jego mina była bezcenna. Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się śmiać.
- No co, jestem tylko wiernym rumakiem – odpowiedział ze stoickim spokojem. Zeszłam po schodach i udałam się do kuchni. Usiałam przy stoliku w prawym rogu. Gdy spojrzałam przed siebie, aż podskoczyłam.
- Nath! Nie strasz mnie – śmiałam się.
- Nie miałem nawet takiego zamiaru – odpowiedział. Teraz śmialiśmy się już obydwoje. Nagle Nath uspokoił się.

_______________________________________________________
No i jest ^^  Nie będę komentować bo mnie udusicie xd
Dedykuję:
zintol14 - Dziękuję Ci, że piszesz komentarze, które cieszą me oczy, gdy je widzę. Twoje dedyki doprowadzają mnie do fazy szczęścia. Jestem wdzięczna, że czytasz mojego bloga i nie nudzisz się przy tym. Masz talent i mimo, iż zaprzeczasz i pewnie będziesz zaprzeczać ja to mówię oficjalnie: KAROLINA ( pseudo "zintol14" ) MA TALENT!!!!. Mam nadzieję, że nie katuję Cię tymi końcówkami rozdziałów i, że znosisz me wypociny. Kocham Cię i DZIĘKUJĘ!!! ;****


wtorek, 22 maja 2012

Rozdział 21

W domu TW:

                 Przyjechaliśmy i rzuciliśmy się na sofę w salonie. Nawet nie zdjęliśmy butów.
- Jestem taaaki zmęczony – jęknął Tom.
- Ciekawe czym.
- Noo, tym chodzeniem i w ogóle.
- Masz dziewczynę? – ocknął się Jay.
- A wiesz, że mam? – podniósł się Tom.
- Kim ona jest? – zapytał Max z uśmiechem.
- Ona… Ymm… Jest szczupła, ma blond włosy i... jest modelką.
- Tom, nie wiedzieliśmy.
- Wiecie, że jest u nas w domu? Oto ona! – wskazał na miotłę stojącą w kącie. Spojrzeliśmy na niego i całą piątką wybuchnęliśmy śmiechem. Śmialiśmy się tak przez pół godziny.
- Tak na serio – zaczął „zajęty” Tom – to dziewczyny nie mam i na razie mieć nie zamierzam.
- Uuu, jaka deklaracja.
- Ciii – upomniał resztę Seev – Lecą „Igrzyska Śmierci”.
- Dobra, dobra.
Uspokoiliśmy się i zagłębiliśmy się w film. Skończyliśmy o 13:50.
- Ciekawy film – rzucił Jay.
- Ciekawy? Ciekawy?! To był nieprawdopodobny seans, dostarczający niewiary…
- Skończ! – przerwał Tom – Seev, wiemy, co chcesz powiedzieć. Mówisz to po każdymjomych. LLlllL.
- Tak w ogóle, to która godzina?
- Za pięć dru… O cholera!
- Ania!
- Ej, spokojnie. Nic się chyba takiego nie strasznego stanie, jeśli spóźnicie się z 10 minut – uspokajał Max.
- Srutu - tutu, ja tam wolę być na czas.
- No, Jay ma rację – przytaknął Nath.
- To my w trzech zostaniemy i upichcimy coś.
- Tylko błagam was, nic nie kombinujcie. Nie chcemy, żeby znowu ktoś trafił do szpitala – ostrzegł Nathan.
- Młody, spokojnie. Wiesz, z kim rozmawiasz? Z mistrzem wschodniej kuchni – chwalił się Seev.
- Dobra, dobra. Jak wrócimy dom ma być na miejscu. Jasne?
- Jasne Panie Kapitanie Jay! – zasalutowali jednocześnie Max, Siva i Tom.
- Dzieci. No po prostu dzieci – powiedział Loczek i wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do jego samochodu i ruszyliśmy.

W szpitalu:

                  O dziwo dwie kobiety nie pytały o nic. Trochę się uspokoiłam i zaczęłam szkicować jakieś obrazy. Ostatnio dużo myślałam o tym, co by było, gdybym powiedziała Nathan'owi, co do niego czuję. Pewnie uznałby mnie za kolejną chorą fankę i nic by sobie z tego nie zrobił. Nie chcę stracić ich – a zwłaszcza jego – jako znajomych. Jeszcze z nikim się tak nie rozumiałam, jak z nimi.
                  W pewnej chwili do sali weszli Nath i Jay z lekarzem. Uśmiechnęłam się na ich widok.
- Jak tam? – pytał Loczek.
- A dobrze, dobrze – odłożyłam szkicownik na szafkę i podeszłam do lekarza – Chciałam panu bardzo serdecznie podziękować za wszystko, co pan dla mnie zrobił.
- Ależ nie ma za co. To mój obowiązek – powiedział doktor i uśmiechnął się do mnie.
Jay zaniósł moje rzeczy do samochodu, ja zarzuciłam sobie torbę na ramię i ruszyliśmy do wyjścia. Usiadłam z tyłu samochodu, a Jay za kółko. Nagle zauważyłam, że zostawiłam szkicownik na szafce.
- Jay, poczekasz? Zapomniałam zabrać szkicownik.
- Ja ci go przyniosę – zaoferował się Nath.
- Nie, zostań. Pójdę.
- Siedź! Ja pójdę – uśmiechnął się jeszcze i pobiegł do szpitala.
- Przecież bym się przeszła – powiedziałam do siebie.
- Młody jest ostatnio jakiś taki… nie wiem, inny.
- Ja tam nie wiem – uśmiechnęłam się do niego – A… co z Matt’em?
- Z Matt’em?
- Z tym, co zlecił mnie porwać na basenie.
- Aaa. Wtedy, kiedy cię zabrali, komisarz zdążył mi powiedzieć, że on i jego koledzy byli już karani. Teraz trafią do paki.
- A Ala? – zapytałam niepewnie.
- Też ją zamknęli. Mieli dzwonić, co do wyroku – tłumaczył Jay.
- Mhmm.
- A powiedz, mogłabyś się zakochać w Nathanie?
- Ja… Czy ja wiem… no… nie wiem – zaskoczył mnie – A skąd to pytanie?
- Bo widzę jak na niego patrzysz – uśmiechnął się.
Czułam, że chłopaki i tak kiedyś się domyślą, więc postanowiłam, że powiem mu prawdę.
- Dobra, chcesz znać prawdę? To ci powiem.

Z perspektywy Nath'a:

                  Gdy miałem wsiadać do samochodu, Ania spostrzegła, że zostawiła swój szkicownik w szpitalu. Zaoferowałem się, że po niego pójdę. Wszedłem do budynku i odszukałem salę, w której go zostawiła. Zabrałem go z szafki i ruszyłem do wyjścia. Nie mogłem się oprzeć i zaglądnąłem do środka. Zatkało mnie. Seev miał rację. Takiego talentu jeszcze nie widziałem. Przewróciłem kartkę i zobaczyłem… siebie? Wow, narysowała mnie, ale z jaką dokładnością. Znowu przewróciłem i na następnej stronie były już narysowane tylko szkice twarzy. Hmm… Tom? Nie wiem. Obok narysowała nas wszystkich, a u góry napis „ The Wanted”. No nie wie… Aał. Tak się zamyśliłem, że w kogoś wpadłem. Otworzyłem oczy i zobaczyłem młodą pielęgniarkę i mnóstwo rozsypanych kartek. Podniosłem się i pomogłem wstać dziewczynie.
- Przepraszam. Zagapiłem się. Nic ci nie jest?
Ona patrzyła na mnie cały czas, pokręciła tylko głową na znak, że nie.
- Pomogę ci – powiedziałem i zacząłem zbierać porozrzucane kartki. Dziewczyna chyba nie zrozumiała słowa pomoc, bo stała i gapiła się jak ją wyręczam. Skończyłem i wręczyłem jej to, co pozbierałem. Podniosłem jeszcze szkicownik i ruszyłem do drzwi. Kiedy byłem już na schodach (a było ich niewiele), drzwi szpitala otworzyły się z hukiem i wybiegła z nich ta sama dziewczyna, na którą przed chwilą wpadłem. Podbiegła do mnie i zarzuciła mi ręce na szyję.
- Ej, co…
- Ja, bardzo panu dziękuję za pomoc, jestem Angelika – powiedziała i pocałowała mnie czule.
Co to ma być? Szczena mi opadła, a raczej szkicownik, który upadł na ziemię, znowu. Natychmiast oderwałem się od niej.
- Hej! Co to ma być? – prawie krzyczałem.
- No jak to co – uśmiechnęła się słodko – takie małe podziękowanie. Mam tu tylko praktyki, więc jakbyś chciał się spotkać, to szukaj mnie w centrum.
- Dziewczyno! Po pierwsze, zabierz te ręce – zdjąłem jej ręce z moich ramion – Po drugie, jeśli na coś liczysz, to jesteś w błędzie, a po trzecie – żegnam.
Podniosłem zeszyt i ruszyłem do samochodu.

Z mojej perspektywy:

- Odkąd pierwszy raz zobaczyłam Nath'a, no… zakochałam się w nim. Na początku odpychałam od siebie tę myśl, oszukiwałam samą siebie. Ale teraz już nie potrafię. Dotarło do mnie, że zakochałam się w nim i nic na to nie poradzę. Tylko proszę cię, nic mu nie mów.
- Czyli jednak – uśmiechnął się przyjaźnie.
- Niestety.
- Nie bój nic. My nigdy nie wtrącamy się w czyjeś życie, na przykład, jeśli któryś z nas się zakocha, nie swatamy go na siłę. Sam musi do tego dojść, nauczyć się. Pogadać z nim można, ale nic więcej.
- Dziękuję.
Jay odwrócił się i szukał czegoś w komórce.
- No gdzie on jest – powiedział – ile można przynosić zwykły szkicownik?
Nagle drzwi szpitala trzasnęły i wyszedł Nath. Za nim wybiegła jakaś dziewczyna i… pocałowała go. Serce mi zmiękło.

_______________________________________________________
Proszę bardzo ^^ trzymam kciuki, że będzie się podobał ^^
Tak wgl to cieszę się, że dotrwałam ( DZIĘKI WAM!!! ) aż do 21 rozdziału DZIĘKUJĘ ;***
Od dzisiaj będę dodawać pojedyncze dedykacje dla tych, którzy pozostawili jakiekolwiek komentarze ;**
Zacznę od mojej Najukochańszej Roślinki, mojej dawki szczęścia
Anku ;D - gdyby nie Ty, pewnie nie pisałabym dalej tego bloga. Twoje komentarze dodają siły, otuchy i namawiają do dalszego pisania. Nie wiem jak Ty to robisz, ale zawsze czekam na Twój komentarz pod postem. Dziękuję, że jesteś ze mną i wspierasz mnie w dalszym pisaniu. Masz dar i umiejętnie go wykorzystujesz ( nie zaprzeczaj!!! ) KOCHAM CIĘ ;*****


poniedziałek, 21 maja 2012

Rozdział 20

Z perspektywy Natha:

                  Obudziłem się o 9:15. Dopiero po chwili zaczaiłem, że mieliśmy jechać do Ani.
- Cholera - powiedziałem sam do siebie.
Poszedłem obudzić chłopaków. Nic z tego nie wyszło, bo oni w najlepsze bawili się w kuchni. Można by to nazwać robieniem śniadania, ale normalny człowiek tak by tego nie odebrał.
- Czemu mnie nie obudziliście? – zapytałem.
- Tak słodko spałeś, więc nie chcieliśmy cię budzić – odpowiedział Tom.
- Wiecie, że o 10:00 jedziemy do szpitala?
- Nie bój nic, zdążymy.
Nagle, nie wiadomo skąd pojawił się Max z głową usmarowaną Nutellą. Na jego widok wybuchliśmy śmiechem.
- Co to ma być?
- Coś nie tak? Ostatnio moim idolem stał się pedobear.
- Hahaha.
- Dobra, zróbcie normalne śniadanie i jedziemy.
Poszedłem wziąć prysznic i ogarnąć moją grzywkę. Włożyłem czarne rurki, brązowy T-shirt z nadrukiem i czarną, skórzaną kurtkę. Do tego założyłem biały zegarek i czarne skejty. Zszedłem do chłopaków. Zjedliśmy normalne śniadanie i pojechaliśmy do szpitala.

W szpitalu:

                  Noc przespałam spokojnie, na szczęście. Cały czas myślałam o tym, czemu obroniłam Nath'a. Nie znalazłam wytłumaczenia. Chociaż, było jedno, które cały czas od siebie odsuwałam, ale musiałam się do tego przyznać. Zakochałam się w Nathanie. Nic na to nie poradzę. Walczyć o niego? Po co, skoro on może mieć milion takich jak ja. Muszę sobie odpuścić, ale będzie trudno, bo cały czas o nim myślę. Narysowałam nawet jego twarz, sama nie wiem kiedy. Wczoraj był u mnie lekarz. Wszystko mi wyjaśnił, co mi jest, co mi zrobili i kiedy wyjdę. Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Po chwili do sali weszli chłopcy.
- Dzień dobry! – krzyknął Jay.
To ich niezawodny sposób na pobudkę.
- Heej.
- Co tam? Nudziło ci się bez nas?
- I to jak.
- Nam bez ciebie też. Jakoś tak pusto – zasmucił się Tom.
- Znamy się niecałe trzy dni i pusto ci beze mnie? - śmiałam się.
- No no – śmiał się chłopak.
- Ymm, musimy ci coś powiedzieć – zaczął Max.
- Mam się bać? – lekko mnie wystraszyli.
- Nie, coś ty. Chodzi o to, że… No, bo wiesz już co było przyczyną tego, że tu jesteś.
- No tak.
- I… to przez to, że…
- To Alka dosypała ci tę „mieszankę” do tego naleśnika – przerwał Max'owi Nath.
- Czekaj… Co?!
- Policja ją wczoraj zgarnęła.
- Nie wierzę. Może powiedziałam jej coś, co ją uraziło.
- Nie, "wytłumaczyła" nam, że była o ciebie zazdrosna.
- O mnie? – zdziwiłam się – Ymm, wczoraj, jakaś się taka dziwna zrobiła, jak wyszliście na pizze.
- Nie przejmuj się nią – powiedział Siva.
- Wyrzuciliśmy ją. Sam nie mogę w to uwierzyć, nie myślałem, że jest do tego zdolna.
- To jest już zamknięty temat. Nie chcę o niej słyszeć – rzucił zły Nath.
- Zmieńmy temat. Jak tam twój brzuch?
- Dużo lepiej. Już prawie nie boli.
- To git. O, rysowałaś. Pochwalisz się?
O nie, gdyby zobaczyli rysunki Nath’a zaczęliby coś podejrzewać.
- Ymm. Nie, nie ma tam nic nowego.
- Chyba że tak - puścił mi oczko Seev.
Zegarek wskazywał 11:10, gdy do sali wszedł lekarz.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry – przywitaliśmy się.
- No… jest coraz lepiej. Muszę cię jeszcze zabrać na małe badanie.
- Dobrze – uśmiechnęłam się i powoli próbowałam wstać.
Było trochę ciężko, więc Nath widząc to, pomógł mi. Uśmiechnął się do mnie tym swoim zniewalającym uśmiechem. Czułam, jak miękną mi nogi, ale opanowałam się. Lekarz przywiózł wózek. Usiadłam na nim i pielęgniarka zawiozła mnie na badanie.

Z perspektywy chłopaków:

Pogadaliśmy chwilę i pielęgniarka zabrała ją na badanie.
- Wam panowie dziękuję, że przyjechaliście i proszę, żeby ktoś odebrał ją za trzy godziny – powiedział do nas lekarz.
- Dobrze. To my będziemy się zbierać. Do widzenia.
- Do widzenia.
Wyszliśmy ze szpitala, udaliśmy się do samochodu i wróciliśmy do domu.

U mnie:

Pojechaliśmy na badanie. Podłączyli mnie do przeróżnej aparatury i czujnie obserwowali wyniki, po wszystkim lekarz podszedł do mnie i uśmiechnął się.
- Jest lepiej, niż myślałem.
- Naprawdę? Wydaje mi się, że zbyt szybko wyzdrowiałam.
- Nie. To zależy od organizmu, a jak widać, pani jest silna i wysportowana, dlatego żołądek i mięśnie tak szybko się zregenerowały. Proszę się niczym nie martwić. Pielęgniarka zaprowadzi panią do pokoju, gdzie będzie się mogła pani przebrać. Chłopcy przywieźli ubrania, przyjadą po panią za trzy godziny.
- Dobrze. Bardzo panu dziękuję.
- Ależ nie ma za co. To przyjemność mieć taką pacjentkę jak pani.
Wstałam z łóżka i razem z pielęgniarką ruszyłyśmy do pokoju, gdzie przebrałam się. Później wskazała mi salę, gdzie przeniesiono moje rzeczy. W połowie drogi zaczepił mnie lekarz.
- Mogę na słówko?
- Oczywiście.
Zaprowadził mnie do pokoju zabiegowego.
- Usiądź.
Zrobiłam co kazał.
- Dopiero teraz zauważyłem, że badanie magnetyczne wykazało impulsy elektryczne w mózgu o wartości większej niż normalne. Mogą to być jakieś zaburzenia, które trzeba będzie wyleczyć.
- Panie doktorze, to nie żadne zaburzenia. Pół roku temu… miałam operację – nagle zrobiło mi się gorąco – Wszczepiono mi impulsywnik.
- Operacja? – zdziwił się - Nie ma w pani karcie żadnej informacji o jakiejkolwiek operacji przeprowadzonej u pani. Może to jakieś przeoczenie. Impulsywnik? Wiem co to jest, ale nie rozumiem – po co.
- Po tym, co panu powiem, pewnie uzna mnie pan za zadufaną w sobie egoistkę, ale mówi się trudno. Wszczepili mi ten impulsywnik, bo miałam..., mam wadę wymowy. Zacinam się, jąkam, jak kto woli. Ja wiem, że są osoby mające tysiąc razy gorzej ode mnie, ale to wcale nie takie proste. W klasie, gdy czytaliśmy coś na forum, tak się denerwowałam, że słowa wypowiedzieć nie mogłam, zacięłam się na amen, a gdy słyszałam, jak inni płynnie czytają, zazdrościłam im. Kiedy byłam młodsza jakoś się tym nie przejmowałam, ale im jestem starsza, tym bardziej się tym przejmuję – z każdym słowem było mi coraz ciężej, w gardle miałam gulę, a w każdej chwili gotowa byłam się rozpłakać – Nie chciałam iść do liceum. Musiałabym poznawać nowych ludzi, MÓWIĆ, a co gorsza odpowiadać na lekcji. Zawsze na początku jakiejkolwiek znajomości jakoś się nie zacinałam, bo uważałam na to, co mówię, ale później, gdy już tego nie robiłam, jąkałam się i prawda wychodziła na jaw. Widziałam wtedy rozczarowanie i zdziwienie w oczach tych nowo poznanych ludzi. Raz było tak źle, że pocięłam się, ale rodzicie w porę zadzwonili po karetkę. Wtedy powiedziałam im, że to będzie się powtarzało, póki nie znajdą tych 6000 tysięcy złotych potrzebnych na operację. Podziałało. Operacja się odbyła. Lekarze zaproponowali nam mieszkanie w Londynie, by zapomnieć o przeszłości. Rodzice nie chcieli odcinać się od rodziny, ale lekarze kazali im to dokładnie przemyśleć. Przeprosiłam ich za moje poprzednie zachowanie i podziękowałam za to, co dla mnie zrobili. Nasz dom jest identyczny jak ten w Polsce, gdyż jakiś angielski architekt przyjechał do nas i szukał inspiracji. No i znalazł. Dom, w którym mieszkaliśmy, tak bardzo mu się spodobał, że był gotów zapłacić najbardziej wymyślne sumy w zamian, za skopiowanie projektu budynku. To była idealna okazja, by zdobyć pieniądze potrzebne na operację. Zaproponowałam te 6000 złotych i zgodził się. Zażartował nawet, że może przeprowadzimy się do Anglii. Śmialiśmy się z tego, a dzisiaj? Po operacji zadzwoniliśmy do architekta i zapytaliśmy, czy jego żart jest nadal aktualny. Trochę się zdziwił, ale zgodził się. Gdy opowiedzieliśmy mu całą historię, był bardzo wzruszony. Załatwił nam nawet wyjazd na wakacje do Włoch. Ja miałam dość tych podróży i wolałam zostać. Chciałam, żeby odpoczęli sobie ode mnie. Odtąd Antonio jest naszym przyjacielem. Jak już mówiłam, wiem, że są gorsze choroby, ale nie umiałam z tym żyć – teraz rozpłakałam się na dobre.
To wszystko narastało we mnie, nie miałam się komu wygadać. Przyjaciół zostawiłam w Polsce, a przez Internet to nie to samo. Doszło do tego, że o swoich uczuciach i przeżyciach opowiedziałam jakiemuś facetowi, w dodatku lekarzowi. Chociaż, dobre i to. Ulżyło mi.
- Po pierwsze, proszę nie płakać. Po drugie, wcale nie uważam panią za „zadufaną w sobie egoistkę”, jak to pani ujęła. Wręcz przeciwnie, rozumiem panią. Wielu ludziom wydaje się , że takie coś to nic. I mają racje, wydaje im się. No, proszę już nie płakać. Mam nadzieję, że chociaż lepiej się pani poczuła.
- Trochę.
- Zawsze coś – uśmiechnął się – Teraz proszę za mną, zaprowadzę Panią do sali.
                  Oprócz mnie w pokoju leżały jeszcze dwie kobiety, jedna w średnim wieku, druga koło 20. Liczyłam się z tym, że zaraz pewnie zaczną zadawać mi masę pytań, jak to „baby”. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam do swojego łóżka. Usiadłam po turecku, – jak w przedszkolu – wzięłam szkicownik i zabrałam się za rysowanie.
_______________________________________________________
NIESPODZIANKA!!! Nie wiem, czy taka, jakiej się spodziewaliście ;/ i pewnie to nie będzie niespodzianka tylko rozczarowanie :( Postanowiłam z dwóch rozdziałów zrobić jeden, bo nie chciałam was już tak męczyć, a szczególnie Anku ;D, której ten rozdział dedykuję:
Anku ;D - mam nadzieję, że się nie rozczarowałaś rozdziałem i wyjaśnieniem całego tego zamieszania. Kocham Cb i Twój blog i czekam na następne opowiadanie! ) ;***
zintol14 kocham twój blog i jeszcze raz powiesz, że zamuliłaś to cię kopnę obiecuję!!
Jane dedyk dla cb za przepiękne komy! ;***
Natalia Gos dziękuję za komentarz ^^ cieszę się, że Ci się podoba moje opowiadanie ;**
Dedykując go mam nadzieję, że nikogo nie obraziłam ;/