wtorek, 7 sierpnia 2012

Rozdział 68

                  „Byliśmy parą, bo ja zachowywałam się nie w porządku wobec Nath'a, a on obściskiwał się z inną?”. Przecież nie powiem im tego. Otwierałam właśnie usta, by cokolwiek odpowiedzieć, gdy nagle drzwi windy otworzyły się i wyjechały z niej pielęgniarki wiozące Nath'a. Zerwaliśmy się na równe nogi. Odsunęłam drzwi sali, by łóżko swobodnie mogło się zmieścić.
- Dobry wieczór. Jestem lekarzem pana Sykes’a – odezwał się doktor Blue.
- Dobry wieczór. Jesteśmy jego rodzicami.
- Operacja się udała. Nie było żadnych komplikacji, państwa syn ma się dobrze. Teraz musi tylko odpoczywać i wracać do zdrowia.
- Dziękujemy panie doktorze.
- Ależ nie ma za co. To mój obowiązek. Przepraszam państwa, muszę zajrzeć do innych pacjentów – uśmiechnął się i odszedł.
Państwo Sykes podeszli do drzwi i wpatrywali się w Nathana. Tak bardzo chciałam im ulżyć… to straszne patrzeć na swoje dziecko leżące pod tą całą aparaturą…
- Możemy pogadać? – Jess przerwała moje rozmyślania.
- Mhmm.
Udałyśmy się do kawiarni. Zamówiłyśmy jakieś ciastko i czekałyśmy na zamówienie.
- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie – uśmiechnęła się.
- Emm… Naprawdę chcesz wiedzieć wszystko…?
- Tak.
- Wszystko, że wszystko…?
- Opowiadaj – uśmiechnęła się.
Westchnęłam i rozpoczęłam swoją niekończącą się opowieść. Dziewczyna słuchała mnie uważnie, nie przerywając mi. Gdy skończyłam na zegarze wybiła 2 w nocy.
- On cię kocha – odpowiedziała ze stoickim spokojem popijając kawę.
Ja tej dziewczyny nie rozumiem. Opowiedziałam jej wszystko, co możliwe. Od tego nieszczęsnego basenu, a ona jak gdyby nigdy nic odpowiada „on cię kocha”?
- Tylko tyle…?
- Wiesz, Nath to mój brat, a po jego zachowaniu mogę spokojnie stwierdzić, że zakochał się w tobie na zabój.
Ona mnie przeraża. Nie znam jej w ogóle. No nic. Kompletnie. Ale wystarczy, że coś powie i czuję, że ma rację. Nagle jej komórka zaczęła dzwonić. Zerknęła na wyświetlacz. Następnie spojrzała na mnie.
- Nathan…?
Równocześnie zerwałyśmy się z krzeseł zostawiając na stole pieniądze i biegiem ruszyłyśmy w kierunku sali chłopaka. Po drodze zauważyłam rodziców Nath'a rozmawiających z lekarzem. Czemu zadzwonił do Jess? Coś się stało? Dotarłyśmy i blondynka weszła do pomieszczenia. Ja zostałam na korytarzu. Jednak po chwili dziewczyna wyszła do mnie i powiedziała, że Nathan chce, abym do niego przyszła. Zrobiłam minę „WTF?!” i niepewnie weszłam do środka. Uśmiechnęłam się i usiadłam na krześle obok łóżka.
- Jak się czujesz? – zapytałam.
- Dobrze. Trochę mnie boli tu, z boku, ale da się żyć. Ania… ta dziewczyna…, co była tutaj rano… ja nic do niej nie czuję – zaczął się podnosić.
- Nathan! Nie podnoś się, nie wolno ci!
Chłopak ignorował moje słowa i już prawie siedział na łóżku. Nagle zobaczyłam powiększającą się czerwoną plamę krwi na koszulce chłopaka, w miejscu załamanego żebra. Sykes złapał się w tym miejscu i opadł na łóżko.
- Nath! – krzyknęłam.
Nie wiedziałam, co robić. Zauważyłam na ścianie trzy przyciski: czerwony, niebieski i czarny. Chwila, chwila. Spokój. Kod czarny, kod czarny, to… bomba, kod niebieski to… zatrzymanie akcji serca… czerwony! Przycisnęłam go i po niecałej minucie do sali wbiegł lekarz i dwie pielęgniarki.
- Co się dzieje?
- Nath zaczął krwawić.
Lekarz natychmiast zajął się chłopakiem. Ja wyszłam i przypatrywałam się temu zza szyby. Po chwili obok mnie pojawiła się Jessica.
- Co jest?!
- To przeze mnie – usiadłam i zaczęłam płakać.
- Nie płacz. Powiedz mi, o co chodzi.
- Zaczął mówić o tej blondynce, która rano tu była i go pocałowała. Widziałam to, a on zauważył mnie. Pomyślałam, że odpuszczę. I teraz… nie wiem, co mu strzeliło do głowy… zaczął się podnosić i… nagle w miejscu złamania zaczęła cieknąć krew…
- Ciii – dziewczyna przytuliła mnie.
- Rano, gdy go wtedy z nią widziałam… gdy potem szłam do chłopców… pielęgniarki mówiły, że gdy ta blondynka wyszła Nath zaczął okropnie kaszleć i cały czas mówił moje imię, że… mówiły, że przeze mnie on tu umrze… ja nie mogę przy nim być. Wolę, aby wyzdrowiał beze mnie, niż miałby tu tkwić nie wiadomo ile przeze mnie.
- To nie prawda.
- Skąd pani wiedziała, który przycisk należy wcisnąć? – zapytał wychodzący od Nath'a lekarz.
- Będę uczęszczać do liceum ratowniczo-obronnego i postanowiłam się troszkę podszkolić na wakacjach.
- Być może wyrośnie z pani świetny lekarz – uśmiechnął się i chciał odejść, lecz po paru krokach dogoniłam go.
- Panie doktorze.
- Tak?
- Ja… mam do pana prośbę.
- Słucham.
- Gdyby Nath o mnie pytał… proszę zmieniać temat lub… robić cokolwiek, żeby nie zaprzątał sobie mną głowy. Ostatnio, już dwa razy było z nim przeze mnie źle.
- Też o tym myślałem, ale uznałem, że to najzwyklejszy zbieg okoliczności. Oczywiście zrobię to, o co pani prosi. pani wie najlepiej, co dla niego dobre, a teraz przepraszam – odpowiedział i odszedł.
Nieco się uspokoiłam. Teraz, gdy będą przy nim rodzice i siostra… musi być dobrze. Wróciłam do chłopców. Wszyscy spali, oprócz Loczka. Usiadłam obok niego i rozmawiałam z nim. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam…
                  Obudziło mnie szturchanie. Otworzyłam oczy i przyzwyczajałam wzrok do jasnego światła.
- Ania, ej Ania obudź się – uśmiechnął się Jay.
- Zasnęłam tu?
- No i po co ją budziłeś? – protestował Seev – tak słodko wyglądała.
- Ej chłopaki, ogar! Lekarze idą – upomniał nas Max i po chwili do sali wkroczyło z piętnaście osób. Po co ich aż tylu? No nie ważne. Podniosłam się i czekałam, co powiedzą.
- Siva Kaneswaran. Ranny w wypadku, złamane dwa palce i kilka szwów założonych na czoło – pielęgniarka zdawała sprawozdanie.
- A brzuch? Otrzewna w porządku?
- Tak panie doktorze.
- Po południu można wypisać pana do domu. Kolejny pacjent?
- Max George. Także z wypadku. Złamany lewy nadgarstek, parę szwów na skroni. Brzuch w porządku.
- Jeśli do jutra nic się nie pogorszy, zapisać pana do wypisu.
- Tom Parker. Skręcona lewa kostka, parę siniaków. Także z wypadku.
- Hmm. Tak jak poprzedni pan.
- Ostatni to Jay McGuiness, złamany prawy obojczyk i kilka szwów na policzku.
- Jutro po południu, jeśli nic się nie zmieni – odpowiedział po chwili namysłu.
Poczekałam, aż wyjdą.
- Jest, jest, jest!! – cieszył się Seev.
- Pff nie ma tak.
- Oj Tom. Wyjdziesz jutro… zaraz po mnie – mulat wystawił mu język.
- Chłopaki, dajcie spokój – śmiałam się.
- A tak poza tym to, mówiłem, że coś się stanie? Miałem przeczucie? Miałem – chwalił się mulat.
- Jasnowidz z ciebie marny – żartował Max.
Reszta dnia minęła mi spokojnie. Przyjechał Marc, pośmialiśmy się i nadeszła godzina wypisu Sivy. Pomogłam mu się spakować i ruszyliśmy do dyżurki. Odebrałam wypis i razem z Jane wróciliśmy do domu.

________________________________________________________
Muszę Wam coś powiedzieć... Przemyślałam sprawę i się przeliczyłam (nigdy nie byłam dobra z matmy). Ten rozdział jest przedostatni. Wiem, że zawaliłam i teraz posypią się groźby i takie tam... ;( Ten jest krótki i przepraszam za to, ale jutro (jeśli się wyrobię) rozpiszę się na koniec ;). Będzie to dłuugi rozdział oczywiście z happy endem. Nie jesteście złe...? Błagam, nie uduście mnie za to. Jak pisałam postaram się pisać nowe opo. po zakończeniu tego. Jeśli ktoś wgl będzie miał ochotę to zapraszam ;)
Dziękuję za poprzednie komentarze!!
Dedykuję:
Princeska - Dziękuję za miły komentarz i mam nadzieję, że jeszcze tu wpadniesz ( tak na koniec ;)). :D


9 komentarzy:

  1. Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!!
    Jak ty możesz mi to robić ?!
    Błagam cię nie kończ tego :<
    No dobra, możesz to skończyć ale następne opo musi być i ja oczywiście tam zajrzę, nie uwolnisz się ode mnie.
    Ja się tak łatwo nie poddam.
    O nie xd
    Rozdział jak zawsze super, więc nie będę sie powtarzała :D
    Kocham Cię i czekam na ostatni rdz i nowe opo :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja będę żyć bez tego opowiadania
    Kocham Je
    Ale czekam na ostatni rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Przedostatni?! NNNNNNNNNNNNNNNNNNNIIIIIIIIIIIIIIIIIEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!
    NIE! NIE! NIE! NIE! NIE! NIE! NIE! NIE! NIE! NIE! NIE! NIE! NIE! NIE! NIE!
    Groźby się po sypią, ale dlatego, ze kończysz to cudowne opowiadanie!
    Jedyną pozytywną stroną tego faktu jest to, że, jak napisałaś, zakończy się happy endem.
    Szczerze Ci powiem, ze nigsdy, ale przenigdy mnie nie zawiodłaś.
    Wręcz przeciwnie. Rozdział jest fantastyczny!
    Czekam na kolejy rozdział (i lepiej dla ciebie by nie był to ostatni)
    Weny kochana

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest fantastyczny.. :)
    I lepiej dla ciebie żeby następny nie był ostatni. :P
    Chociaż następny blog to kusząca propozycja :D
    Czekam <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Udusze udusze! :p nie mozesz tego konczyc! N nie rb mi tego, no..
    Ale i tak bd czytac drugiego bloga :D
    a rozdzial cudny! Jak zwyklw ;D
    czekam na next ^^
    Wenyy ;*
    Tulko zeby bylo dibrze :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Przedostatni?!?!?!
    Nie .
    Nie rób nam tego!!
    Rozdział jest świetny:))
    Dziękuje za dedyk i na pewno wpadnę:))
    Niech się wszystko dobrze skończy :DD
    Weny:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Seriously U're kidding me, right????!!!!!
    U cannot do this to me!!!!!!
    I beg u!!!!!
    ;((((
    My little heart will not survive this...
    But I still Love U ;*****
    And I never stop :)
    I know, I'm terrible in English...
    So I shut up and wait for the next chapter ;D
    Love U :******

    OdpowiedzUsuń
  8. ostatni?! już?! tak szybko?! buuu...;( jak można kończyć tak ZAJEBISTE opowiadanie? Dla mnie Twój blog jest jednym z moich ulubionych jeżeli chodzi o opowiadania o TW ;D Na prawdę masz talent do pisania!;D(tak w ogóle to czytam Twoje opowiadanie gdzieś od początku czerwca :P)
    pozdrawiam ;*
    Em.

    OdpowiedzUsuń
  9. na początku chcę powiedzieć iż smutno mi sie na mim serduchu zrobiło:(
    koniec? Ale jest i radość -będzie nowy , będzie nowy!!!!!
    Juhu!!!!
    dodawaj szybciutko ten rozdział
    Happy end -pamiętaj!!
    kocham :**

    OdpowiedzUsuń