niedziela, 5 sierpnia 2012

Rozdział 66

Z perspektywy Jay'a:

                 Nie próbowałem nawet za nią biegnąć. I tak nic by to nie dało. W drodze powrotnej nikt się nie odzywał. Patrzyłem tylko z wściekłością na Nathana. Jak ten idiota mógł… trzymałem język za zębami. Nie chciałem pogarszać sytuacji. Próbowałem postawić się na jego miejscu, zrozumieć. I kiedy już do tego dochodziłem, pojawiał mi się w głowie obraz Ani, gdy wybiegała z kina. Jest dla mnie jak siostra… W domu każdy poszedł do siebie. Musieliśmy się z tym przespać, szczególnie Nath.
                 Rano, wszyscy pojechaliśmy na zakupy. Próbowaliśmy omijać temat tabu i przyznam, że nawet nam to wychodziło. Każdy o tym wiedział, każdy o tym myślał, lecz zachowywaliśmy się jak gdyby nigdy nic. Nie chcieliśmy przybijać Nathana. I tak już przeszedł wystarczająco, co go wcale nie usprawiedliwia od dostania niezłego kazania. Nie mieliśmy ochoty po raz kolejny się kłócić. Powoli wracaliśmy do domu. Właśnie wjeżdżaliśmy na podjazd, gdy usłyszałem odgłos motoru i huk…

Moja perspektywa:

                 Na ostatnie słowa lekarza wypuściłam komórkę z rąk. Zayn podniósł ją, przedstawił się i zapytał, o co chodzi. Ja zatkałam ręką usta i z moich oczy pociekły kolejne krople łez. Nie mogłam się ruszyć.
- Ania, Ania!! – krzyczał Zayn.
- Co się stało? – pytał Liam, który właśnie do nas przybiegł.
- Chłopaki mieli wypadek. Musimy jak najszybciej jechać do szpitala – odpowiedział mulat.
Ocknęłam się, pobiegłam na górę do pokoju Zayn'a i włożyłam wczorajszą bluzkę. Po kilku minutach byłam już na dole. Wsiedliśmy do dwóch samochodów i ruszyliśmy. Ja jechałam z Zayn'em oraz Liam'em. Nic nie mówiłam. Każdą wyschniętą łzę na moim policzku zastępowała nowa. „Zespół The Wanted miał wypadek”„Niech Pani przyjedzie jak najszybciej”… Te słowa w kółko krążyły mi po głowie. Ile razy pomyślałam, że to nic poważnego, tyle razy przychodziły kolejne: „Sprawa jest dosyć poważna”.… Gdy dojechaliśmy pod szpital, jeszcze dobrze nie zaparkowaliśmy, ja już wyskoczyłam z samochodu i wbiegłam do środka. Zaczepiłam pierwszego lepszego lekarza i wzięłam głęboki oddech.
- Dzień dobry. Przepraszam za mój strój. Wiem, że jest niestosowny, co do tego miejsca, ale zadzwonił do mnie główny lekarz chirurgii, że pewien zespół miał wypadek… - powiedziałam na jednym oddechu, lecz doktor mi przerwał.
- Dzień dobry. Spokojnie. Rozumiem. To ja dzwoniłem. Doktor Robert Blue – podał mi rękę.
Uścisnęłam ją. Po chwili One Direction było już przy mnie.
- Mnie aan zna, a to… inny zespół.
- Dzień dobry – przywitali się chłopcy.
- Dzień dobry.
- Co z nimi? Jak to się stało? – pytałam.
- Nie powiem pani dokładnie, jak do tego doszło. Niebawem powinna być tu policja i oni wszystko pani dokładnie wyjaśnią. Wiem jedynie tyle, iż wjechał w nich jakiś chłopak na motorze – powiedział i zaczął przeglądać kartę i powoli ruszyliśmy zapewne do chłopców – pan… Siva ma tylko kilka złamanych palców i parę szwów na czole…, pan Jay złamany prawy obojczyk oraz szwy na policzku…
Czekałam, aż wypowie imię Nath'a. Żadnemu z nich nie życzyłam żadnych poważnych obrażeń. Z każdym jego słowem po moich policzkach spływały kolejne łzy.
- …pan Tom ma skręconą lewą kostkę…, pan Max złamany lewy nadgarstek. Oprócz tego każdy z nich nabawił się kilku siniaków – powiedział i weszliśmy do sali, gdzie leżeli chłopcy.
- Ania! – krzyknęli równocześnie.
- Chłopaki – wyszeptałam przez łzy.
- Hej, nie płacz – powiedział Jay.
Nie mogłam się powstrzymać.
- Wiem, że to głupie pytanie, ale jak się czujecie?
- Psychicznie w miarę… - zaczął Seev.
- …, ale fizycznie troszkę gorzej – dokończył Tom.
- Panie doktorze, a Nath? – zapytałam ze strachem.
- Hmm… pan Nathan jest najbardziej poturbowany. Prawdopodobnie siedział najbliżej miejsca zderzenia. Proszę za mną – powiedział i wyszliśmy na korytarz.
Zdążyłam tylko szepnąć chłopcom, że zaraz do nich wrócę. Lekarz kontynuował to, co zaczął.
- A więc…, pan Nathan ma złamaną kość strzałkową u lewej nogi, prawa ręka nie jest złamana, ale na zdjęciu rentgenowskim widocznych jest kilkanaście pęknięć. Na czoło założyliśmy 7 szwów. Miał dużo szczęścia, gdyż nie doszło do żadnego wstrząsu mózgu...
- Nath… - szepnęłam, gdy dotarliśmy do jego sali i zobaczyłam go przez szybę.
Głowę miał zabandażowaną…, twarz lekko posiniaczona…, prawa ręka w szynie…, na sam widok ponownie się rozpłakałam.
- Jest jeszcze coś – lekarz wyrwał mnie z zamyślenia.
- Tak…?
- Pan Nathan ma złamane dwa prawe żebra. Szóste i siódme, a ósme pęknięte. Niestety szóste jest bardziej uszkodzone i uciska na płuco. W każdej chwili ten odłamek może się w nie wbić. Skonsultowałem to z chirurgiem sercowo-płucnym i gdy jego stan się poprawi, natychmiast założymy na to żebro protezę umożliwiającą bezpieczne zrośnięcie się kości. Wiem, że to bardzo dużo informacji, jak na jeden raz i rozumiem panią, ale to jest mój obowiązek.
- Czy… mogę do niego wejść…?
- Tak, proszę tylko założyć fartuch.
Zrobiłam, co kazał i powoli odsunęłam szklane drzwi. Zasunęłam je za sobą i powoli usiadłam na krześle przy łóżku. Chłopak spał. Obok niego stał monitor kontrolujący jego puls, ciśnienie i wiele innych… Niepewnie dotknęłam jego lewej dłoni. Nagle Nath otworzył oczy. Odsunęłam rękę.
- …ał…
- Khm…, Nath…?
Chłopak odwrócił się w moja stronę.
- Ania… Co się sta…
- Ciii. Proszę, nic nie mów…
- … Płaczesz…? – powiedział ledwo słyszalnie.
Był taki słaby…
- Nie, coś ty – szybko otarłam mokre policzki – mieliście wypadek… Ty i chłopcy… będzie dobrze.
Nagle do sali weszła pielęgniarka.
- Przepraszam, ale powinna pani już wyjść. Nie powinniśmy męczyć pacjenta – uśmiechnęła się ciepło.
- Oczywiście, rozumiem – odpowiedziałam i wyszłam.
Nath odprowadził mnie wzrokiem.
- Ania, będzie dobrze – powiedział Zayn i wtuliłam się w niego.
Na te słowa jeszcze bardziej się rozpłakałam. Wreszcie to do mnie dotarło. Ten wypadek to…, jak wylany na mnie kubeł zimnej wody. Odsunęłam się od chłopaka.
- Co się stało?! – zapytał na widok mojego dziwnego wyrazu twarzy.
- Zayn… - spojrzałam w stronę Nath'a – Ja wciąż go kocham…
Znów spojrzałam na niego i zobaczyłam w jego oczach rozczarowanie. On naprawdę coś do mnie czuł, ale ja go oszukiwać nie chcę. Zasługuje na kogoś lepszego.
- Przyjaciele…? – ledwo przeszło mu to przez gardło.
- Tak – odpowiedziałam i przytuliłam się do niego.
Następnie wróciłam do chłopców. Zayn chciał ze mną zostać w szpitalu, lecz kazałam mu wracać, gdyż Marta i Jane przywiozły mi jakieś ciuchy i powiedziały, że one ze mną posiedzą. One Direction wróciło do domu, a dziewczyny poszły popytać lekarzy, czy potrzebne będą jeszcze jakieś badania itd., itp. Okazało się, że policja jednak nie zdąży dzisiaj przyjechać i wszystko mi wyjaśnić, gdyż na mieście miał miejsce poważny wypadek i zjawią się jutro.
- Co u młodego? – zapytał Max.
- Emm, dobrze. To znaczy… będzie miał operację…
- Jaką niby operację?
Na samą myśl, że miałabym im to wyjaśniać zachciało mi się płakać.
- Ma złamane żebro, które…, które uciska na płuco i w każdej chwili może… je przebić. Gdy jego stan się poprawi założą mu jakąś… protezę…
- Ouu.
- Nie płacz…
- Nie, coś ty, ja… wcale nie płaczę.
Do sali wszedł lekarz.
- Dobry wieczór.
- Dobry wieczór.
- Jak się panowie czują?
- Głodny… - jęczał Jay.
- Wszystko boli…
- Jutro powinno być lepiej. Mogę panią na słówko?
- Tak – odpowiedziałam i wyszliśmy.
- Musimy ich potrzymać minimum trzy dni. Potrzebne są dodatkowe badania. Tomografia, rezonans, byśmy mieli pewność, że nie ma żadnych dodatkowych wewnętrznych obrażeń. Niech pani wraca do domu. Przynajmniej dzisiaj. Bardzo panią proszę. Obiecuję, że gdyby cokolwiek się działo, zadzwonię do pani.
- No dobrze, ale… zadzwoni pan?
- Oczywiście. Będę bezlitosny i obudzę panią nawet w środku nocy – uśmiechnął się.
- Dziękuję za wszystko. Dobranoc – powiedziałam i razem z Martą i Jane wróciłyśmy do domu.
Nie wiem czemu się na to zgodziłam. Powinnam tam siedzieć, czuwać przy nich… jestem wykończona. Na miejscu udałam się prosto do mojego pokoju, nie robiąc żadnych przystanków.
                 Obudziłam się wcześnie. Jak na mnie, godzina 9:30 to bardzo wcześnie, szczególnie na wakacjach. Szybko wyskoczyłam z łóżka, wzięłam prysznic, założyłam jakieś normalne ciuchy i zeszłam na dół.
- Dzień dobry – przywitałam się.
- Dzień dobry – odpowiedziała Jane – Siadaj, zjedz coś.
Wahałam się, lecz postanowiłam coś przełknąć. Usiadłam przy blacie i zabrałam się za kanapkę.
- Lekarz nie dzwonił? Nic się nie działo? – zadawałam masę pytań.
- Nie – uśmiechnęła się Marta.
- Już. Jedziemy?
- Spokojnie. Napij się czegoś. Nie chcemy, żebyś wylądowała pod kroplówką.
Wypiłam szklankę soku i ruszyłyśmy.
- Hej – powiedziałam wchodząc do sali chłopców.
- Siema! – krzyknął Jay.
- Jak się czujecie?
- W miarę – uśmiechną się Tom.
- Ania…?
- Możemy cię o coś zapytać?
- Tak. Jasne.
- Po prostu chcemy wiedzieć.
- Jeśli nie chcesz, to… - zaczął Seev.
- …nie musisz odpowiadać.
- Nie chcemy się wtrą…
- Co jest miedzy tobą i Zayn'em? – Jay przerwał te podchody.
- Nic – spuściłam głowę.
- Ania, popatrz na mnie – Loczek nie dawał za wygraną.
Wiedziałam, że nie odpuści. Musiał znać prawdę. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
- Między mną i Zaynem nic nie ma. Wczoraj wyznał mi, że mnie kocha…, ale jest jeden problem. Ja do niego NIC nie czuję… po tym, co zrobił Nath byłam rozdarta… dotarło do mnie, że ja wcale nie byłam wobec niego lepsza, ale on nie chciał porozmawiać, tylko… „coś udowodnić”… Wczoraj, gdy u niego byłam… zrozumiałam, że ja…, że nadal…, go kocham. Jeśli on już nie czuje do mnie tego samego, to… pogodzę się z tym…
- Wierzę ci – szepnął Jay i otarł mój policzek.
- Pójdę zobaczyć, co u niego.
Bosh, muszę się ogarnąć. Ile razy jeszcze będę płakać? Ludzie, dajcie spokój. Doszłam do końca korytarza i skręciłam w lewo. Miałam wchodzić, lecz spojrzałam przed siebie i… zobaczyłam, jak jakaś blondynka nachyla się nad Nathanem i… całuje go w usta. Zrobiłam krok w tył. Cofałam się, lecz on mnie zauważył. Próbował się podnieść, widziałam, że chce się wytłumaczyć, lecz nie miał siły. Był słaby… Jak już powiedziałam, jeśli on nie czuje już do mnie nic, przez to, jak się zachowywałam… zrozumiem. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Nagle mój wzrok utknął na policjancie, siedzącym przy sali naprzeciw. Ale po co? Myśl… jeśli tu siedzi, to nie bez powodu… pilnuje kogoś…? Zaraz, zaraz. A sprawca wypadku?! Nie słyszałam, by ktokolwiek mówił o jego śmierci. Podeszłam do niego.
- Przepraszam… kto tutaj leży?
- A kim pani jest?
- Emm, jestem bliską znajomą piątki chłopaków, którzy wczoraj mieli wypadek.
Mężczyzna dziwnie na mnie spojrzał.
- Ten tu, to chłopak, który ten wypadek spowodował.
- Czy… mogę? – wskazałam na drzwi – proszę mi zaufać, nic mu nie zrobię. Jeśli nie będzie spał, to po prostu chcę zapytać, czemu to zrobił.
- Uhh, no, niech pani będzie.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się i powoli weszłam do środka.
Powoli zasunęłam drzwi. Chłopak leżący na łóżku był nieźle poturbowany. Skądś znałam tę twarz. Podeszłam do łóżka i spojrzałam na kartę pacjenta. Wzięłam ją do ręki.
- Karta pacjenta… nadzór policji; sprawca wypadku. Imię i nazwisko: … James Maslow…

________________________________________________________
Zaskakujecie mnie tymi swoimi fantastycznymi komentarzami ;) Uwielbiam te Wasze epopeje ;* Dziękuję za aż 11!!! Dzisiaj wieczorem nadrobię Wasze blogi, gdyż wczoraj byłam na weselu i... no niezbyt mi się ono podobało, zaliczę je nawet do najgorszych. Tak bywa. Teraz lecę odsypiać ;D. Dziękuję za głosy w ankiecie ;** Kocham Was!!! Dedykuję:
Inka - Dziękuję, że wpadłaś. Zapraszam ponownie i mam nadzieję, że opo. Ci się podoba ;**

7 komentarzy:

  1. Jejku dziękuje za dedyk :***
    Dziewczyno, twoje opo. jak najbardziej mi
    się podoba. Jest nieziemskie. Kocham je.
    Zaglądam na niego cały czas. Gdy tylko jestem na kompie, od razu co robie to zaglądam na twojego bloga,
    cz przypadkiem nie dodałaś jakiegoś rozdziału.
    No właśnie a co do rozdziału to....zajebisty.
    ( Jak zawsze zresztą )
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie dzisiaj albo jutro dodam kolejny rozdział. :*********

    OdpowiedzUsuń
  2. NO CO TO ZA BLONDYNKA????!!!!
    No mnie coś zaraz trafi!!!!!
    Miało być dobrze...
    Ja już kompletnie nic nie rozumiem!!!!!
    Nie męcz mnie już więcej Kochanie proszę :(((
    Wiesz że mam słabe serce i już jedną operację mi przeprowadziłaś... Chyba nie chcesz kolejnej...?!
    Rozdział MEGA WSPANIAŁY ;D
    Ubóstwiam Twoje opowiadanie ;)
    A Ciebie Kocham Robaczku Ty mój :****
    I czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Boze! To jest boskie :D ale bedzie wszstko dobrze z chlopakami? Prawda. A ta blondyna niech sie odczepi od Natha xD
    czekam.na nexta ^^ weny ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe co to za dziewczyna ta blondyna
    Mam nadzieję, że wszystko dobrze będzie z chłopakami
    Nie mogę uwierzyć, że James byłby do tego zdolny
    Czekam na kolejny rozdział, a ten jest wspaniały!
    Weny kochana

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ja zaraz coś zrobie temu Jamesowi !!!!!
    Rozdział świetny kochana jak zawsze z resztą
    Ma być happy wszystko słyszysz!!!!!
    Mają być razem i masz tak zarobić okej???
    weny kochana !!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham to opowiadanie
    A ty blondi spadaj od Nathana
    Czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  7. czesc odkrylam niedawno superowy blog o 1D fajnie sie go czyta Chcialam go rozgłosic w tajemnicy przed autorka Na pewno sie nie obrazi wiec jesli masz ochotę wpadnij do niej met-mehalfway.blogspot.com sorrrrki jesli przeszkodzilam, ale im bedzieee wieecej komentazy tym dziewczyna wczesniej doda rozdzial

    OdpowiedzUsuń