poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozdział 67

                 Karta, którą trzymałam w ręce upadła na podłogę. Patrzyłam na leżącego na łóżku chłopaka i nie mogłam uwierzyć, że to James… Ocknęłam się, gdy otworzył oczy. Schyliłam się po leżący na podłodze przedmiot i odłożyłam go na miejsce. Maslow spojrzał na mnie i najwyraźniej nie mógł uwierzyć, że tu stoję. Chciał się podnieść, lecz syknął z bólu i zrezygnował. Powoli usiadłam przy łóżku.
- Co ty tu robisz – zapytał.
- Gdyby nie ty, nie było by mnie tutaj… James…, dlaczego?
Chłopak odwrócił głowę. Cierpliwie czekałam na odpowiedź.
- Gdy napisałem ci esa, że wyjeżdżam, skłamałem… Zdenerwowałem się i wziąłem amfetaminę. Nie mogłem bez ciebie żyć… przyszedłem wtedy do ciebie i… sama wiesz, co się stało. Gdy mnie zabrali, wykryli narkotyk we krwi i zamknęli mnie, aż dojdę do siebie… Ta policjantka była dosyć miła. Powiedziała, że nigdy nie byłem karany i zapytała, czemu to zrobiłem… opowiedziałem jej o tobie, a jej zrobiło się mnie żal i wypuściła mnie… Ona kompletnie nie nadaje się do tego zawodu… Postanowiłem zapomnieć o tym, co ci zrobiłem i poszedłem do kina. Pech chciał, że ty też tam byłaś. Wszystko widziałem… Jak ten Nathan coś kombinuje i później, jak… obściskuje się z tą dziewczyną… Wkurzyłem się… Postanowiłem, że zemszczę się na nim za to, co ci zrobił… Wiedziałem, że go kochasz, a on… wyskakuje z takim czymś… Następnego dnia rano wybrałem się motorem na miasto. Gdy wracałem, spotkałem starego znajomego. Rozmawiałem z nim i wtedy… oni wracali do domu samochodem. W jednej chwili mnie olśniło… pożegnałem się z nim i założyłem kask. Wiedziałem, że prawdopodobnie tego nie przeżyję, ale na samo wspomnienie wczorajszego kina… Nathan akurat siedział najbliżej, więc dodałem gazu i… stało się. Teraz na sto procent pójdę siedzieć…
Słuchałam go uważnie. Próbowałam zrozumieć… pojedyncza łza przecięła mój policzek…
- James…
- Skoro widzimy się ostatni raz… - zaczął, po czym powoli się podniósł.
Przerażona odsunęłam się.
- …przepraszam, że to zrobię…, ale więcej się nie zobaczymy… - powiedział, po czym wstał z łóżka, złapał mnie w talii… i powoli pocałował.
Jeszcze dobrze nie otrząsnęłam się z szoku, że to on w nich wjechał i jeszcze to jego wyznanie, a ten teraz mnie tu… Odsunęłam go.
- Połóż się – powiedziałam przez łzy.
Chłopak zrobił, co kazałam.
- Nie powinieneś był tego robić…
- Nie zapomnę o tobie.
Nie wytrzymałam. Musiałam stąd jak najszybciej wyjść. O dziwo nie zastałam na krześle siedzącego policjanta. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam kogoś innego.
- Seev…?
- Kto to był.
- Ja go nie pocałowałam. Ja nic mu nie powiedziałam. On sam do mnie…
- Uspokój się – podszedł do mnie – pytam tylko, kto to był.
- To James… on spowodował wypadek.
-  … Słucham?!
- Sama w to nie wierzę… A ty co tu taj robisz?
- Zabrali mnie na badania, które nie wykazały żadnych uszkodzeń wewnętrznych. Lekarz powiedział, że mogę się przespacerować. Zresztą Marc przyjechał i zaprowadziłem go do Nath'a.
- Cieszę się, że nic ci nie jest – uśmiechnęłam się ciepło.
Nagle zza rogu wybiegło dwóch lekarzy i kilka pielęgniarek. Błagałam, żeby nie skręcili do… Cholera! Spojrzeliśmy po sobie i ruszyliśmy w ich kierunku.
- Co się stało? – zapytałam przestraszona.
- Stan pana Nath'a znacznie się poprawił, więc jak najszybciej musimy zabrać go na operację.
- A-ale…
- Spokojnie – powiedział Marc – będzie dobrze.
Wyszliśmy z sali, by ustąpić miejsca pielęgniarkom wiozącym Nathana. Znów pociekły mi łzy. Chłopak delikatnie musnął moją dłoń. Chwyciłam ją i uśmiechnęłam się do niego. Zanim wsiedli do windy, Sykes zdążył coś wyszeptać, ale nie zrozumiałam, co to było… spojrzałam na niego z niezrozumieniem, lecz pielęgniarki wjechały z nim do windy…
- Chodź – szepnął Seev.
- Co on powiedział?
- Kto?
- No Nath. On… on coś powiedział…
- Zapytasz go po operacji – uśmiechnął się i udaliśmy się do pozostałych członków zespołu.
- Jak po badaniach? – zapytałam na wejściu.
- Wszystko w normie – wyszczerzył się Tom.
- Kichy w całości panie kapitanie! – zasalutował Loczek.
- Jesteście niesamowici – powiedziałam siadając przy łóżku Max'a.
- My to wiemy od urodzenia, a ty czemu tak sądzisz?
- Mieliście wypadek i to poważny, a poczucie humoru was nie opuściło.
- Coś trzeba robić – odparł Jay z udawaną rezygnacją i zaczęliśmy się śmiać.
- Dobrze, że twój uśmiech wrócił – powiedział Siva.
Zarumieniłam się.
- Co tu robi ta blondynka? – zapytał Loczek wskazując na dziewczynę opierającą się o blat biurka na korytarzu – skądś ją kojarzę.
To ona. Ona była u Nathana.
- Ania…? Co jest? – odezwał się Tom widząc zapewne moją minę.
- Ta dziewczyna… była dzisiaj u Nath'a i… pocałowała go – spuściłam głowę.
- Że co?!
- Że jak??!
- Że kogo?!
- Że w co?!
Pytali kolejno Jay, Max, Seev i Tom. Nagle dziewczyna odwróciła się i poznałam ją!
- To ona! – krzyknęłam – Ona była w kinie!! Ona chciała go wtedy…
Dziewczyna spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i podeszła do nas.
- Hej!
Nikt jej nie odpowiedział.
- Ekhem. Nie wiecie, gdzie zabrali Nath'a? Wyszłam po kawę i gdy wróciłam, jego już nie było.
- Idź stąd… - syknął Jay.
- Słucham?
- Idź stąd! Może tego nie wiesz, ale ta tutaj, Ania, jest jego dziewczyną!
- Jay, ja nie… - zaczęłam, ale on nie pozwolił mi dokończyć.
- Nic mi o tym nie wiadomo…
- Nie? Więc teraz ci mówię! Wróć do domu i nie pokazuj się tutaj! Nie psuj ich szczęścia! To była jedna jedyna chwila słabości! Nawet nie próbuj ich rozdzie…
- Jay! – nie wytrzymałam – Ja i Nath nie jesteśmy razem i… ty dobrze o tym wiesz… Jeśli on ją kocha to… ja się odsunę – zalałam się łzami i odwróciłam wzrok.
- Lepiej już pójdę – powiedziała blondynka i wyszła.
Nastała niezręczna cisza.
- Nath cię kocha. I nigdy nie przestanie – odezwał się Max.
- Muszę się przewietrzyć… - powiedziałam i wyszłam.
Wzięłam głęboki wdech i ze świstem wypuściłam świeże powietrze z płuc. Opanuj się. Nie płacz. Odwodnisz się przez to…
- Ymm, przepraszam.
Odwróciłam się. Zobaczyłam TĘ dziewczynę. Czego ona jeszcze ode mnie chce? Mało jej?!
- Tak…?
- To prawda?
- Nie rozumiem…
- To znaczy… Jestem Alice – dziewczyna wyciągnęła rękę.
Niepewnie ją uścisnęłam.
- Ania.
- Jesteś z Nath'em?
- Ehh… nie.
- Ale tamten chłopak…
- Wtedy w kinie słyszałaś, jak z nim zerwałam.
- Gdy byłam u Nathana… cały czas pytał o ciebie… Wiesz, brzydki, to on nie jest – zaśmiała się – podoba mi się, ale to chyba nie jest miłość. Widać, że on cię kocha… Gdybym wtedy wiedziała… nie dałabym się tak…
- …wykorzystać – dokończyłam.
- Heh, pewnie masz rację. Nie musisz się martwić. Nie przyjdę więcej do niego… Pójdę już. Cieszę się, że cię poznałam. Mogły by to być inne okoliczności, ale… Do zobaczenia, mam nadzieję – uśmiechnęła się i odeszła.
Byłam w szoku po tym, co powiedziała. Najnormalniej w świecie odsunęła się w „cień”. Nie brzydka z niej dziewczyna i pewnie tego nie wykorzystuje… ale głupia też nie jest. Żeby takich jak ona było więcej na świecie…
Wróciłam do środka.
- Ania, przepraszam – odezwał się McGuiness.
- Jay, nic się nie stało. Poniosło mnie.
- Nie wiecie, ile może trwać ta ope…
- Synku! – przerwała mi kobieta wchodząca do sali z wyciągniętymi ku Max'a rękami.
- Mama? – zdziwił się chłopak.
Zaraz za nią wszedł zapewne jego tata. Po chwili zjawili się rodzice pozostałych chłopców. Razem z Marc'iem wyszliśmy na korytarz.
- No, to teraz się nasłuchają – śmiał się.
- Współczuję im.
- Przepraszam. Jestem komisarz Brenda Land.
- Dzień dobry – podałam jej rękę.
- Mogę na słówko?
- Oczywiście.
Odeszłyśmy parę kroków.
- Zapewne lekarz poinformował panią, że chciałam porozmawiać o wypadku.
- Tak, wspominał.
- Nie będę pani zdawać relacji z miejsca wypadku, bo nie o to tutaj chodzi. Pewnie wie już pani, jak było.
Pokiwałam głową.
- Sprawca to pani przyjaciel, tak?
- Zgadza się.
- Zna pani jego motyw?
Powtórzyłam jej wszystko to, co James sam mi powiedział, zaznaczając, że usłyszałam to z jego ust. Kobieta zapisywała coś w notesie, podziękowała i odeszła. Nareszcie mam to z głowy.
- Pani jest ich lokatorką? – usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się i zobaczyłam stojących przede mną, świdrujących mnie wzrokiem cztery pary rodziców. „No to się nasłucham” – pomyślałam.
- Tak.
- Jesteśmy pani wdzięczni – odezwała się wysoka kobieta.
Miała ciemną karnację, wiec zapewne była mamą Seev'a.
- Gdy my nie mogliśmy się tu zjawić, Pani czuwała przy naszych syneczkach.
- Margaret, oni mają ponad dwadzieścia lat – śmiał się mężczyzna stojący obok kobiety w blond włosach.
- Mimo wszystko, bardzo pani dziękujemy.
- Ależ nie ma za co. To mój obowiązek – uśmiechnęłam się ciepło.
Rodzicie kolejno do mnie podchodzili i przytulali mnie. Matki całowały w policzek, a ojcowie ściskali dłoń. Czułam się jak prezydent.
- Posiedzimy jeszcze przy nich z godzinkę i będziemy musieli wracać do pracy.
- Zresztą oni są już dorośli i poradzą sobie. A jeśli będzie przy nich tak ładna dziewczyna, jak pani, to nie mamy się o co martwić.
- Dziękuję – zarumieniłam się.
Rodzice wrócili do sali.
- Ja się zbieram. Wpadnę jeszcze wieczorkiem, sprawdzić, co u Młodego. Trzymaj się – Marc wyściskał mnie i wyszedł.
- Do widzenia – pożegnałam się z nim i ruszyłam w stronę pokoju Nathana.
Usiadłam na krześle obok i wpatrywałam się w miejsce, gdzie powinien leżeć.
- Lekarze powiedzieli, że na końcu korytarza i w lewo… - dobiegły mnie jakieś głosy.
- Kochanie nie denerwuj się. Oddychaj…
Po chwili zza rogu wyłoniło się jakieś małżeństwo.
- O, Dobry wieczór, nie wie pani, gdzie leży Nathan Sykes? – zapytała zmartwiona kobieta.
- Dobry wieczór. Proszę usiąść – zrobili, co powiedziałam – Nathan ma teraz operację…
- Boże… - szepnęła kobieta przytykając sobie usta ręką.
- Proszę pani, spokojnie. Jestem Ania, mieszkam z nimi od jakiegoś czasu.
- My jesteśmy jego rodzicami.
- Miło mi. A więc… Nathan ma złamane żebro, które musiało być zoperowane, gdyż mogło przebić płuco. Dzisiaj, jego stan się poprawił i lekarze zabrali go na blok. Poza tym ma poobijaną prawą rękę i złamaną lewą nogę. Wiem, to brzmi okropnie, ale zapewniam państwa, że syn z tego wyjdzie. Jest silnym chłopakiem i da sobie radę.
- Mamo!! Nath ma opera… już wiecie? – odezwała się dziewczyna o długich blond włosach, która przybiegła za rodzicami.
- Jestem Jessica – wyciągnęła do mnie rękę – siostra Nath'a.
Uścisnęłam ją i przedstawiłam się.
- Ta dziewczyna mieszka z chłopcami.
- To w tobie Nath się zakochał? – zapytała prosto z mostu.
Rodzice chłopaka spojrzeli na mnie. Zrobiłam się czerwona i nie wiedziałam, co mam im odpowiedzieć.

________________________________________________________
Może być, prawda? Przewiduję jeszcze... około 5-6 rozdziałów i zakończę to opowiadanie ;) Dziękuję, że ktoś to czyta ;) Nadal nie mogę uwierzyć, że dobrnęłam z WAMI do 67 rozdziału O.O
Chciałbym polecić bloga Pameli, którego znajdziecie tutaj zapowiada się nieźle, więc... wiecie co robić ;)
Dziękuję za poprzednie komentarze i nowych obserwujących ;**

9 komentarzy:

  1. Może być?
    To świetne! A ty mi tu wyjeżdzasz z "może być"?
    Czy ja mam złożyć ci wizytę i ci prosto w oczy to powiedzieć?
    I jeszcze jedno: ja nawet nie chce słyszeć, że tych rozdziałó będzie jeszcze tylko 5 czy 6! Ma być ich z co najmniej 20! Proszę!
    Rozdział wspaniały! Jak wszystkie twoje :D
    Czekam na kolejny!
    Weny kochana

    OdpowiedzUsuń
  2. Co to ma znavzyc, ze koniec?! Ty mi yego nie koncz,bo nie recze za sb xD
    rozdzial jak zwykle cudowny :3 czekam na nexta ^^ wenyy, kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski rozdział Kochanie *.*
    Nie kończ tegooo :<
    Ja bym to mogła czytać nawet jeśli nic by się nie działo ;]
    I tak było by ciekawie <3
    Ja nie wiem jak ty to robisz, ze każdy rozdział tak bardzo mnie wciaga *o*
    Też chcę taki talent :>
    Dobra, teraz mi Natha szkoda.
    Wcześniej mu groziłam teraz współczuję...
    Chociaż nie, teraz też jestem na niego zła za to co zrobił!
    Tak łatwo mi wkurz nie przejdzie ;p
    Więc jednocześnie mu współczuję i jestem na niego zła xd
    Ja i moje uczucia xdd
    Pisz szybko następny bo nie mogę sie doczekać co dalej <3
    Kocham Cię Miśku <3 :*
    Wenyyy :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Och niech wszystko wraca do normy !!!!!!!
    A co do Jamesa -niech siedzi w tym więzieniu
    Hmm co by tu jeszcze
    Aha!!
    Nathan ma mi tu wracać do zdrówka i mają być pogodzeni na cacy stuk stuk!
    rozdział cholernie wciągający że chce się czytać i czytać i czytać !!!!
    tak więc weny kochana i next dawaj

    OdpowiedzUsuń
  5. Ohh . No mam nadzieję , że wszystko się ułoży . :D
    Niech James wyląduje w więzieniu , i więcej się nie wpieprza . xD
    Piszesz tak świetnie , że przeczytałam to opowiadanie znowu całe od początku ! Pisz mi tu następny rozdział ! ;D <3
    Weny ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. I Ty mi tu wyskakujesz z czymś takim...??!!
    Koniec???!!! Koniec????!!! Jaki Koniec????!!!
    Ty mi się lepiej na gg nie pokazuj, bo nie wiem co Ci zrobię....
    Grrrr...!!!!
    A rozdział fenomenalny!!!!
    Normalnie serce przestało bić... piiiiiiiiiiiiii ________________
    Zgon na miejscu...
    Zgon nastąpił 7.08.2012 o godzinie 15:28 ...
    Kocham Cię Robaczku Ty mój najukochańszy :******
    I czekam w niebie na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział cudowny
    Ale nie wyobrażam sobie, że może być on jednym z ostatnim!
    Nie kończ tego opowiadania
    Nie teraz
    Błagam
    Pisz je
    Nie kończ, bo .... umrę. W sumie to kiedyś umrę, ale nie chce umrzeć po przeczytaniu ostatniego słowa twojego jakże genialnego opowiadania, chociaż byłaby to godna śmierć
    No skoro musisz je kończyć, to niech chociaż będzie happy end
    I lepiej niech będzie 6 a nie 5 rozdziałow ;D zawsze to jeden więcej ;)
    Kocham Cię <33333

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie!!!
    Proszę nie kończ opowiadania!:)
    Rozdział jest megaa:))
    Żeby tylko Nath był z Anią:D
    Weny:)

    OdpowiedzUsuń