sobota, 30 czerwca 2012

Rozdział 51

- Max…, co mu jest…
- Sam chciałbym to wiedzieć … Wracaliśmy do domu i gadaliśmy sobie. Jay zapytał o coś Nath'a i czekał na odpowiedź, której nie otrzymywał. Okazało się, że młody śpi, lecz gdy go poszturchaliśmy, by się obudził, nic się nie działo. Nie dał rady nawet podnieść głowy…
Po tym , co mi powiedział… po prostu rozpłakałam się jeszcze bardziej. Schowałam twarz w dłonie i modliłam się, by nie było to nic poważnego. Po chwili usłyszeliśmy kroki i jakieś głosy. Max uchylił drzwi i powiedział, że to lekarz. Zerwałam się na równe nogi i wybiegłam z pokoju wymijając Max'a. Byłam już pod drzwiami pokoju chłopaka, gdy ktoś złapał mnie za rękę. To był nie kto inny, jak Max.
- Nie możesz.
- Ale…, on tam… nie rozumiesz? Nie widziałeś go?!
- Nie krzycz, uspokój się – powiedział i przytulił mnie delikatnie.
- Max… ja nie chcę go stracić… w żaden sposób…
- Ciii… nic mu nie będzie.
Usiedliśmy na podłodze opierając się o barierkę. Po 10 minutach wyszedł lekarz. Natychmiast się podnieśliśmy.
- Co z Nath'em? – zapytałam zdenerwowana.
- Na szczęście to nic poważnego. Jest to najzwyklejsze przeziębienie.
- Słucham?!
- Już tłumaczę. Organizm Pana Sykes’a wysyłał pewne sygnały, że coś jest nie tak, czyli złapał jakąś bakterię. Mogły to być chwile osłabienia lub napady nieuzasadnionego zmęczeni. Nie wiem. On to zignorował, na co organizm zareagował właśnie tak. Chodzi o to, iż potrzebował leku, odpoczynku. To nie było nic poważnego w porównaniu z tym, jak to wyglądało. Przypisałem mu lekarstwa i radziłbym jak najszybciej je wykupić, by taki „atak” się nie powtórzył.
- Ale to tylko przeziębienie, tak? Nic więcej mu nie dolega?
- Tak. To tylko przeziębienie. Jak już mówiłem, to nagłe osłabienie było tylko sygnałem dla pana Sykes’a, że nie jest on zdrowy i potrzebuje on odpoczynku.
- Dobrze. Dziękujemy panu, już po raz kolejny – uśmiechnął się Max i razem z resztą chłopaków poszedł odprowadzić lekarza.
Ja skorzystałam z okazji i zakradłam się do Nath'a. Delikatnie zamknęłam za sobą drzwi i po cichu podeszłam do łóżka. Chłopak spał, a przynajmniej tak mi się zdawało, bo gdy usiadłam na krześle obok łóżka, ten odwrócił się w moją stronę i delikatnie uśmiechnął.
- Ania… - szepnął.
- Cii, nic nie mów.
- Ty… – podniósł się – ty płakałaś…?
- Nie. Zdaje ci się – spuściłam głowę.
Chłopak zbliżył się do mnie. Chwycił i podniósł mój podbródek, by spojrzeć w moje zaczerwienione i mokre od płaczu oczy.
- Płakałaś… – powiedział ledwo słyszalnym głosem – Przeze mnie?
- Nie,  nie przez ciebie. Po prostu… martwiłam się. Gdy zobaczyłam, jak chłopaki cię prowadzą pod ręce… tak się bałam – z moich oczu ponownie polały się łzy.
- Nie płacz, proszę… nic mi nie jest.
Resztkami sił podtrzymywał się na łokciach, jedną ręką nieustannie podtrzymywał podbródek, jakby bał się, że już nigdy na mnie nie spojrzy. W jego oczach widziałam zmęczenie… ogromne zmęczenie jak i wysiłek. Chciałam to przerwać, lecz zobaczyłam, że on tego bardzo chce… że tego potrzebuje, że ten pocałunek będzie dla niego jak lek. Byliśmy tak blisko, gdy ktoś nagle z hukiem otworzył drzwi. Odsunęliśmy się od siebie. A kto wparował do pokoju? No przecież, że Max.
- Yyy…, Ania chodź. Nathan musi odpoczywać.
- Niech zostanie…
- Młody, jeszcze nie raz się zobaczycie.
- On ma rację – powiedziałam to z musu, bo tak naprawdę bardzo chciałam przy nim zostać.
Wyszłam z pokoju. Wcześniej posłałam Nath'owi uśmiech na odchodne. Chciałam pójść do pokoju, lecz chłopak mnie zatrzymał. Stanął naprzeciw mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Czyżby powtórka z rozrywki…?
- Nic mu nie będzie – odezwał się – to tylko przeziębienie. Nie martw się.
- Max… daj mi spokój…  – powiedziałam spuszczając głowę i wyrywając swoją rękę z jego uścisku. Być może próbował mnie zatrzymać, wołał mnie, ale ja go nie słuchałam. Miałam dość. Każdego, wszystkiego… nie wiem czemu, ale najbardziej jego. Jakby nie chciał, żebym się w ogóle dowiedziała, co Nath'owi dolega. W pokoju zażyłam leki i położyłam się do łóżka.
                  Obudziłam się wcześnie. Noc, tak jak i poprzednie została wpisana do księgi nieprzespanych. Wstałam z wielkim trudem. Cała obolała ruszyłam do łazienki. Przetarłam oczy i zamurowało mnie na widok tego, co zobaczyłam. Nie wiedziałam, czy to sen, czy to dzieje się naprawdę. Uszczypnęłam się parę razy. To jednak nie sen. To, co mnie zaskoczyło, to sam Nath siedzący, a raczej śpiący na fotelu. Co on tu robi? Na litość boską, on jest chory! Może to i nie jest poważne, ale te wczorajsze objawy… budzić go, czy nie. Postanowiłam przykryć go kocem. Ale zaraz. Jeśli chłopaki wstaną i zobaczą, że nie ma go w pokoju… przyjdą tu… Max oczywiście spojrzy na mnie tym swoim morderczym spojrzeniem i znowu będę miała wyrzuty sumienia, jak wczoraj, gdy przyszedł po mnie, bo siedziałam u Nath'a. Postanowiłam go obudzić. Podeszłam i lekko szturchnęłam go w ramię. Chłopak nabrał powietrza i powoli otworzył oczy. Gdy spojrzał na mnie, tymi swoimi zielono – szarymi paczadłami, po raz kolejny ugięły się pode mną kolana. Utrzymała się w pozycji stojącej i czekałam co zrobi.
- Wstałaś już?
- Nathan, co ty tutaj robisz? Jesteś chory, powinieneś leżeć w łóżku.
- Nie mogłem bez ciebie wytrzymać. Wczoraj, gdy Max kazał ci wyjść…, chciałem żebyś została, lecz wiedziałem, że on nie odpuści… Już taki jest… Martwi się za wszystkich. Może tego nie pokazuje…, ale w środku to on wojnę przeżywa, gdy któryś z nas jest chory, czy coś w tym stylu.
- Musisz wrócić do siebie.
- Zaraz to zrobię.
Chłopak podniósł się i podszedł do mnie.
- Nigdy więcej masz przeze mnie nie płakać. Jakikolwiek byłby to powód. Dobrze?
- Dobrze – uśmiechnęłam się.
Nath jedną rękę położył na mojej talii, drugą zaś na moim policzku. Przyciągnął mnie do siebie i powoli zbliżał swoją twarz do mojej. Uśmiechnął się i delikatnie mnie pocałował. Brakowało mi tego. Miękkość jego ust, ten zapach, oddech. Tak długo nie zaznałam przyjemności odczuwania tego. Odsunęliśmy się od siebie i mocno się do niego przytuliłam. Następnie odprowadziłam chłopaka do jego pokoju, a sama poszłam zrobić mu śniadanie.

_______________________________________________________
Już tłumaczę to " co mu jest?!?" Zaskoczyłam Was, no nie? Mam nadzieję, że nikt mi tam na zawał nie padł, bo jeśli, to już jadę z reanimacją. Dziękuję za poprzednie komentarze!! Buziaki dla moich czytaczy ;***
Dziękuję także za głosy udzielone w ankiecie:
Super! - 43 (91%)
Fajne ;) - 2 (4%)
W miarę - 0 (0%)
Beznadzieja - 2 (2%)
Jestem zaskoczona, że aż 47 osób zagłosowało! Szok, szok szok. Jeśli ktoś ma jakiekolwiek uwagi, to proszę je podać w komentarzu, Jestem otwarta na każde "ale" ;) Dziękuję, już po raz kolejny, ale nie wiem jak się Wam odwdzięczyć. Dziękuję ( znowu ) także za ponad 7000 wyświetleń :O :O :O. Moje oczy wyszły z orbit ;***.
Dedykuję wszystkim, którzy do tej pory zostawili po sobie ślad w postaci komentarza:
Anku ;D
hilal (komentarz pod rozdz. 9)
Jane
GFox1619
DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM ZA CZYTANIE MOJEGO BLOGA ;****
  KOCHAM WAS MOI CZYTACZE :* :* :* :* :* :*****

piątek, 29 czerwca 2012

Rozdział 50

                  Wtuliłam się w niego i powoli uspokajałam oddech. Położyliśmy się na łóżku i po chwili zmorzył mnie sen.
                  Obudziłam się niezbyt wcześnie. Rozglądnęłam się, lecz Natha nie było w pokoju. Zamiast niego, obok mnie leżała kartka. Wzięłam i przeczytałam: „Nie chciałem cię budzić, uznałem, że powinnaś się wyspać. Pojechaliśmy z chłopakami po twoje lekarstwa. Buziaki, Nath ;**”. Wszystko jasne. Zebrałam się z łóżka i poszłam umyć oraz przebrać. Następnie zeszłam na dół, by zjeść śniadanie. W kuchni siedziały już Marta i Jane.
- Dzień dobry. Jak się dziś czujesz? – zapytała pierwsza.
- Lepiej, ale wciąż się nie wysypiam przez zatkany nos.
- Zażyjesz lekarstwa i ci przejdzie.
Rozmawiałyśmy tak, aż do momentu, gdy dziewczyny zapytały o wczorajszą sytuację z Jamesem. Opowiedziałam im o wszystkim. Słuchały mnie bardzo uważnie. Starały się wszystko zrozumieć na swój sposób.
- O, przyjechali – przerwała nasze rozmyślania Marta.
Wpatrywałyśmy się w zajeżdżający samochód. Coś było nie tak. Gdy chłopcy byli coraz bliżej, widziałam w oczach Max'a niepokój, strach…

Z perspektywy chłopaków:

                  Rano pojechaliśmy na zakupy i po lekarstwa Ani. Wsiedliśmy do samochodu Max'a. Było ciepło, więc chłopak zasunął dach. Udaliśmy się do jakiegoś spożywczego. Nie obyło się bez odpałów. Zauważyliśmy, że Nathan jest taki jakiś niemrawy. Jakby niewyspany, trochę przygaszony.
- Jak Ania? – zapytał Jay w drodze powrotnej.
Cisza.
- Nath!
- Yyy, co się dzieje? – zerwał się chłopak.
- Pytałem, co z Anią.
- Dobrze. Ymm…, trochę ją przybiło to wyznanie Jamesa. Zresztą mówiłem wam o tym rano, jak wyjeżdżaliśmy.
- Tego, jak się czuje, nie mówiłeś.
- No to teraz mówię.
- Spokojnie – powiedział Tom.
- Tego, to się nie spodziewałem – zaczął Seev – Przyjaciel od zawsze, znają się na wylot twierdząc po tym, co ci powiedziała, a tu przyjdzie ci i powie, że cię kocha. To jakiś żart.
- Ale na szczęście ona do niego nic nie czuje, nie młody?
Znowu cisza.
- Co się z tobą dzieje? – zapytał po chwili Max.
Chłopak nic nie odpowiedział. Spojrzeliśmy na niego, a ten najnormalniej spał. Zaśmialiśmy się pod nosem i jechaliśmy dalej. Gdy byliśmy bliżej domu, zaczęliśmy trącać Nath'a, żeby się obudził, bo my go z samochodu targać nie będziemy. Jay poszturchał go i nic.
- Młody, hello, wstawaj.
- Eee…, c… co jes…st – mamrotał Nath.
- Hej, hej, hej. Młody, co jest – denerwował się Tom.
- Ja… - nie dokończył bo głowa bezsilnie opadła na jego ramię.
Przestraszyliśmy się. Przyspieszyłem i z piskiem opon wjechałem na podjazd. Chłopaki ze strachem obserwowali każdy ruch Nath'a. Zatrzymałem się i Tom oraz Seev złapali go pod ręce i wynieśli z samochodu. Chłopak całkiem opadł z sił. Nie mieliśmy pojęcia, co się z nim dzieje. Jay pobiegł otworzyć drzwi i powoli zaprowadziliśmy go do środka.

Z mojej perspektywy:

                  Po chwili zrobiło się małe zamieszanie. Chłopcy szybko wyskoczyli z samochodu i gromadzili się przy tylnych siedzeniach. Chwilkę później Jay odbiegł i… zobaczyłam Nath'a prowadzonego przez Toma i Seeva!!! CO TO MA BYĆ?!? Nie mogłam się ruszyć. Modliłam się, by to co widzę było jakimś pieprzonym snem. Jak zwykle moje modlitwy na nic się zdały. Z zadumy wyrwał mnie krzyk Jay'a.
- Dzwońcie po lekarza!!
Jak najszybciej pobiegłam do holu, gdzie wprowadzono chłopaka. Stanęłam jak wryta i spojrzałam błagalny wzrokiem na przerażonego Max'a.
- Co…, j… jak t-to – zapytałam, a po policzku spłynęła mi łza.
Chłopaki zaczęli prowadzić Nath'a na górę po schodach. Ocknęłam się i ruszyłam ku nim. W połowie drogi zatrzymał mnie Max.
- No puść mnie!!!
- Ania, spokojnie. Nie możesz tam iść.
- Jak mam być spokojna do cholery!?!
- Nie wiemy co mu jest. Lekarz zaraz przyjedzie.
- Puść mnie!! – szarpnęłam się z całej siły i wyrwałam chłopakowi.
Biegłam najszybciej jak mogłam. Wyminęłam mulata i stanęłam naprzeciwko Nath'a.
- Nath…, co… wszys… - coraz bardziej chciało mi się płakać; w gardle tworzyła mi się gula przez co wypowiedzenie każdego słowa przychodziło mi z trudem.
- Ania… - szepnął i powoli podniósł lewą dłoń, by dotknąć mojego policzka.
Widziałam, że robi to resztkami sił. Złapałam ją i przytuliłam się do niego. On próbował mnie objąć, lecz ugięły się pod nim kolana i upadł. W ostatniej chwili go przytrzymałam. Dalej wszystko działo się szybko. Tom powoli podniósł Nath'a i razem z mulatem ostrożnie zaprowadzili go do jego pokoju. W tym czasie Max szarpnął i odsunął mnie spod nóg chłopaków. Bardzo mocno mnie trzymał, by tym razem nie popełnić błędu i ponownie mnie nie wypuścić. Patrzyłam na to wszystko przez gorzkie krople łez, które paliły moje policzki spływając po nich. Przeziębienie dawało mi sie we znaki, gdyż osunęłam się po nogach Maxa. Ten przytrzymał mnie i zaprowadził do mojego pokoju, mimo moich sprzeciwów.

_______________________________________________________
Podoba się...? Mam nadzieję, że tak :D. Jakoś tak wyszło, że 50 rozdział i taki jubileusz mały i tak się cieszę po swojemu, że dotrwaliście ze mną i to dzięki Wam i w ogóle... No dziękuję Wam!!! Po prostu happy, banan ^^ Chyba sama mam problem z wyrażaniem uczuć :) No, ale nic. Dedykuję WSZYSTKIM CZYTACZOM ;***

czwartek, 28 czerwca 2012

Rozdział 49

                  Po jego słowach stałam bez ruchu. W głowie szum, chaos, mętlik… Ja… przyjaźnimy się od dzieciństwa, jak Bolek i Lolek, jak Flip i Flap… Czemu nic nie zauważyłam? Zachowywał się tak neutralnie… To niemożliwe. To jakiś pieprzony sen! Kocham go, ale to jest miłość przyjacielska, nic więcej. Nathan jest dla mnie najważniejszy. Co mam zrobić? Co mu powiedzieć? Boże, pomóż. James jest jedyną osobą, która wie przez co przeszłam i co czuję. Czytamy sobie w myślach, potrzebuję go.
- James… zaskoczyłeś mnie…, ale ja n… - nie zdążyłam dokończyć, bo chłopak wziął moją twarz w dłonie i  namiętnie mnie pocałował. To, to już szczyt szoku. Chciałam go odepchnąć, ale przeziębienie odebrało mi wszystkie siły. W pewnym momencie jeden z chłopaków rzucił się na Jamesa. Odciągnął go od mnie i przymierzał się, by go uderzyć. Zobaczyłam, że to Nath, ale chłopaki w porę go przytrzymali.
- Nath! Przestań! – powstrzymywał go Tom.
- Spadaj! A Ty?! Co sobie myślisz?! Nie dam ci jej skrzywdzić!! Słyszysz?!!– krzyczał Nath.
Chłopak okropnie się szarpał. Jeszcze nigdy nie widziałam w nim tyle złości. Chłopaki ledwo go utrzymywali.
- Spokojnie – cofał się James – ja nic nie…
- Nathan! Uspokój się! Proszę! James, chodź odprowadzę cię.
Złapałam go za rękę i zeszliśmy po schodach.

Z perspektywy Nathana:

                  Wstałem dość późno. Znaczy się, chłopaki zwlekli mnie z łóżka. Wyszliśmy przed pokój i gadaliśmy sobie, a ja powoli się rozbudzałem. W pewnej chwili zza rogu wyszła Ania z jakimś chłopakiem!! Hej, co to miało znaczyć? Zaraz zaraz… mówiła coś o jakimś przyjacielu z Polski… James? Tak mu było? To pewnie on. Kątem oka ich obserwowałem, bo czułem, że coś się wydarzy. Nie słyszałem, o czym rozmawiają, ale na twarzy dziewczyny malowało się zaskoczenie… ogromne zaskoczenie. Po prostu była w szoku. Zaczęła coś mówić, lecz ten… złapał ją za twarz, przyciągnął do siebie i pocałował!! No tego już za wiele. Gotowało się we mnie. Zacisnąłem dłonie i ruszyłem w ich stronę. Szarpnąłem nim i odciągnąłem go od niej. Chciałem go uderzyć, ale chłopaki, jak zwykle mnie przytrzymali. Wyrywałem się, szarpałem, chciałem go dopaść. Ania powiedziała, że go odprowadzi i odeszła z nim do drzwi. Uspokoiłem się. Przestałem się szamotać i stanąłem w miejscu, tępo wpatrując się przed siebie. Chłopcy powoli zwalniali uścisk, aż wreszcie mnie puścili. Dopiero teraz uświadomiłem sobie…, dotarło do mnie, że muszę ją o to zapytać. Będę się motywował i muszę to zrobić jak najszybciej. Odsunęli się trochę i czekaliśmy, co się stanie.

Z mojej perspektywy:

                  W ciszy schodziliśmy po schodach. Wyszliśmy przed dom i ruszyliśmy do bramy.
- James… nie wiem, od czego zacząć.
- Ja…
- …przepraszam za niego – przerwałam mu – Nie wiem, co w niego wstąpiło – w oczach gromadziły mi się łzy – on nie chciał ci nic zrobić. Naprawdę, wybacz.
- Nic się nie dzieje. Nie jestem zły.
- A… co do tego, co mi powiedziałeś… jestem w szoku… czemu nic nie zauważyłam? Od zawsze traktuję cię jak przyjaciela… jesteś dla mnie kimś więcej, ale to tylko przyjaźń, bez ciebie nie dałabym sobie rady po tym, co przeszłam, ale… - po policzkach płynęły mi łzy – ja nic do ciebie nie czuję…
- Musiałem ci to powiedzieć. Nie dawało mi to spokoju, ale nie chcę niszczyć tej przyjaźni.
- Ja też tego nie chcę. Muszę sobie to wszystko przemyśleć. Potrzebuję czasu…
- Dobrze. Poczekam, aż wszystko sobie poukładasz. Wpadnij do mnie, gdy wyzdrowiejesz i… będziesz gotowa… Mogę cię przytulić? Jako przyjaciel…
Nie odpowiedziałam nic, tylko wtuliłam się w niego. Czułam bicie jego serca, czułam, jak moje łzy wpijają się w jego ulubioną koszulę. Odsunęliśmy się od siebie.
- Do zobaczenia – powiedział.
- Do zobaczenia – odpowiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi. Powolnym krokiem, ze łzami spływającymi po twarzy i spuszczoną głową ruszyłam na górę. To była totalna rozsypka. Co z Nathanem? Jeśli pomyśli, że go zdradziłam? Nie, przecież to James mnie pocałował, a nie na odwrót. W dodatku chłopaki to wszystko widzieli Chaos, po prostu chaos. Chciałam pokonać ostatni stopień, gdy w kogoś weszłam. Oderwałam wzrok z ziemi i spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam Nathana. Wpatrywał się we mnie, jakby czytał emocje malujące się na mojej twarzy. Gdy zobaczył łzy, zaskoczył się.
- Ania… Ja nie wiem, co powiedzieć.
- Nath, przepraszam za niego. Nie zdradziłam cię…
- Nawet o tym nie pomyślałem. Kto to był?
- Pamiętasz, jak opowiadałam ci o moim przyjacielu z Polski?
- Tak myślałem…
- On… wyznał mi, że mnie kocha, że… nie wierzę w to. Znamy się tyle lat… ja nic nie zauważyłam…
- Spokojnie – powiedział i powoli mnie przytulił.
- Nie wiem, co robić. Kocham ciebie, ale nie chcę go stracić. To mój jedyny tak bliski znajomy…
- Chodź do pokoju. Położysz się i porozmawiamy, jeśli chcesz.
Chłopak puścił mnie i udaliśmy się do mnie. Usiadłam na łóżku, a on na sofie, naprzeciw mnie.
- Jeśli nie chcesz, to... nie będę naciskał – powiedział po chwili milczenia.
- Nie…, chcę. Chodzi o to, że… - wzięłam głęboki wdech – James i ja to przyjaciele od pieluchy. Znamy się od zawsze. Rozumiemy się bez słów, zawsze pomagamy sobie nawzajem i robimy wszystko, by drugie było szczęśliwe. Jest jedyną osobą, która wie o mnie wszystko, wie, przez co przeszłam. Nie znajdę takiego kogoś jak on, gdy go stracę. Nie chcę tego. Mogę powiedzieć mu jedno słowo, a on będzie wiedział co się stało. Nie muszę mu niczego tłumaczyć. Czemu tak się stało? Czemu on się we mnie zakochał?? Teraz będzie nam ciężko powrócić do tego, co było. Dlaczego on… Dlaczego… Ciebie kocham i nie chcę, żebyś pomyślał, że czuję do niego coś więcej. Nigdy tak nie było i nie będzie, ale nie mam pojęcia, co się stanie, gdy nie uda nam się wrócić do normalności.
Teraz już płakałam rzewnymi łzami. Spuściłam głowę, a Nathan usiadł obok mnie i przytulił.
- Nie wiem, co mam ci powiedzieć, żeby cię pocieszyć, ale zobaczysz, że wszystko się ułoży. Ja cię nie zostawię. Wiem, że nie zastąpię ci James'a. Nigdy. Lecz masz całą naszą piątkę. A jeśli to tylko zauroczenie? Jeśli mu przejdzie? Nie zadręczaj się ani też nie obwiniaj.

_______________________________________________________
Wczoraj nie zdążyłam dodać, gdyż umordowana wróciłam z dyskoteki o 23:00 i błagam o wybaczenie ;)
Dziękuję za poprzednie kochane komentarze, dodające mi chęci do pisania. Kocham was!! ;**
Dedykuję:
Kika. - Słońce Ty moje!! Dedyk absolutnie zasłużony, gdyż Twoje komentarze emanują energią!! Gdy je czytam, to widzę, ile emocji w nie wlałaś. Kocham Twoje poczucie humoru, które ujawnia się w każdym komie. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że taka pisarka czyta moje amatorskie opowiadanko ;) Twoje jest niesamowite, ogromnie mnie zafascynowało i czekam na każdy kolejny jego rozdział. Uwielbiam Cię Kochana !!! ;****

wtorek, 26 czerwca 2012

Rozdział 48

- No… wiecie, jak to jest…
- No w tym problem, że nie.
- Jakoś…, no nie mogę się zebrać, jasne?
- Znowu? Chłopie, z wyznaniem uczuć, spoko zrozumiem, ale żeby zapytać o chodzenie?
- No, boję się…, że…, że jednak nie będzie chciała…, że ona tego nie chce.., że woli związek bez żadnych zobowiązań… Nie chcę naciskać. Zależy mi na niej i to cholernie i nie chciałbym popełnić jakiegokolwiek błędu. Kocham ją.
- A rozmawiałeś z nią o tym? – pytał Seev.
- Nie…
- Więc skąd możesz to wiedzieć.
- Nie wiem co się ze mną dzieje – chłopak usiadł i schował głowę w dłonie.
- Młody, zbierz się w sobie, bo ona na ciebie czekać nie będzie.
- Ja… ja chciałbym jej to powiedzieć, nawet teraz, w tej chwili, w tej minucie… sekundzie… ale nie mogę. Nie wiem czemu. Może boję się, że coś pójdzie nie tak? Nie mam pojęcia – głos coraz bardziej mu się załamywał – tak bardzo ją kocham i nie chcę stracić… czuję, że to ona, że to ta właściwa dziewczyna. Gdy na nią patrzę, o wszystkim zapominam. Liczy się tylko ona. Zrobię dla niej wszystko…
- Boże… jeszcze nigdy tak się nie zachowywałeś – powiedział cicho Tom.
- Pójdę już do siebie…
- Młody… poczekaj – zatrzymał go Jay – Może ostatnio… Hah, nie może, tylko na pewno, zachowywałem się tak, jakbym był przeciwny temu, że ją kochasz. Po prostu byłem zły, bo pomyślałem, że chcesz ją wykorzystać, dlatego jej o to nie zapytałeś. Teraz wiem, a przynajmniej wyobrażam to sobie, czemu się boisz. Może nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć, ale rozumiemy, co masz na myśli.
- Dzięki stary. I nie mam nic do ciebie.
Chłopaki wyściskali się i Nath wrócił do siebie. Teraz wiedzieliśmy, co go gryzie. Współczuję mu. Na pewno żaden z nas nie chciałby się czuć tak, jak on teraz, ale to nie znaczy, że nie będziemy go wspierać, wręcz przeciwnie.

Z mojej perspektywy:

                  Wstałam… chyba dość późno bo słońce było już wysoko na niebie. Nie spałam całą noc. Co zasnęłam to budziłam się przez zatkany nos. Powoli doszłam do siebie i poszłam się umyć. Gdy spojrzałam w lustro, aż podskoczyłam. Zobaczyłam okropnie czerwony nos i podkrążone oczy. Zatuszowałam trochę te okropne oznaki przeziębienia. Przebrałam się w pierwsze lepsze ciuchy i wróciłam do łóżka. Leżałam tak i myślałam. Głównie o Nathanie i tym, co mówił mi Jay. Czas pokaże. Nie chcę się nikomu narzucać. W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi. Zaprosiłam do środka i ujrzałam kogoś, kogo w tym momencie bym się nie spodziewała.

Z perspektywy Jane:

                  Chłopcy wstali dość wcześnie. Zjedli śniadanie i porozmawialiśmy o Nathanie, gdyż ten pewnie spał w najlepsze, bo nie zszedł na śniadanie. Dowiedziałyśmy się, że chłopakowi trudno jest zapytać Anię o bycie razem. Zrobiło mi się go szkoda. Zawsze był radosny otwarty na każdą nową osobę. Nie twierdzę, że teraz tak nie jest, lecz ta dziewczyna naprawdę zawróciła mu w głowie. I dobrze. To pomoże mu zrozumieć, co tak naprawdę w życiu się liczy. Jest młody i na razie na wiele spraw nie zwraca większej uwagi.
                  W pewnej  chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Podniosłam się i poszłam otworzyć. Ujrzałam przed sobą piękny bukiet czerwonych róż. Spojrzałam wyżej i zobaczyłam uśmiechniętego chłopaka. Zapytał o Anię. Odpowiedziałam, że jest, ale leży w łóżku, gdyż jest przeziębiona i zaprosiłam go na górę.

Z mojej perspektywy:

                  Podniosłam się na rękach i uśmiechnęłam mimowolnie. Ujrzałam przed sobą bukiet czerwonych róż, który trzymał nie kto inny, jak James. Cieszyłam się w duchu. Z nim się znałam od zawsze, on dokładnie mnie rozumiał.
- Cześć – powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Hej.
- Jak się czujesz? Jak usłyszałem, że jesteś chora, to zmartwiłem się.
- To tylko przeziębienie.
- To dla ciebie – powiedział wręczając mi róże.
- Em, dziękuję. Są piękne, ale nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek kupował mi kwiaty.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz – powiedział i zabrał bukiet by wstawić go do wazonu, który zapewne wręczyła mu Marta.
- Jak się czujesz?
- Dobrze. Bywało lepiej, gdyż nienawidzę mojej alergii, ale jakoś to przeżyję – uśmiechnęłam się.
- To dobrze, że to tylko przeziębienie.
- Dziękuję, że przyszedłeś.
- Nie ma sprawy. Będę cię codziennie odwiedzał. Wykupić ci lekarstwa?
- Nie, chłopcy to zrobią.
- To ja się zmywam. Wpadłem na chwilkę, bo w domu czeka mnie masa pracy.
- Odprowadzę cię.
- Ty masz leżeć.
- Chociaż do schodów. No proszę – wyszczerzyłam się.
- No… dobrze.
Wstałam i udaliśmy się na korytarz. Tak jak było ugadane, przy schodach żegnaliśmy się. Kątem oka zauważyłam chłopaków wychodzących razem z Nath'em z jego pokoju.
- Chciałem ci coś powiedzieć – zaczął niepewnie James.
- Słucham?
- Bo.. ja… - wziął głęboki wdech – Eh, raz kozie śmierć. Wiesz, że znamy się od pieluchy i jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Lecz od pewnego czasu coś się zmieniło. Gdy nie ma cię obok mnie, czuję pustkę. Muszę zamienić z tobą choćby jedno słowo. Potrzebuję tego. Najpierw tłumaczyłem to przyjaźnią, lecz to nie to. Gdy nie było cię przez te pół roku, myślałem, że zwariuję. Nie mówiłem ci tego wcześniej, bo nie chciałem zniszczyć naszej przyjaźni. Byłem pewien, że to minie. Myliłem się. Doszło do mnie po pewnym czasie…, że…, że zakochałem się w tobie.

_______________________________________________________
Proszę bardzo ;)
No, to już poprawiam. Gdy zobaczyłam 12 komentarzy, to uwierzyć nie mogłam!! No oszaleję zaraz przez Was moi kochani!!! Co ja tu przechodzę. Zaciesz na maxa!! Jestem Wam bardzo wdzięczna ;*** Kocham Was moi czytacze niepowtarzalni!!!
Dedykuję ten rozdział następującym osobom:
Anku ;D - Kochana, co ja bym bez Ciebie zrobiła?? NIC!! Dzięki Tobie i niżej wymienionej nie pisałabym tego bloga. Uwielbiam, gdy komentujesz rozdziały i lubię, gdy marudzisz. Nie mogę się nadziwić, że taka osoba jak Ty ma tyle talentu. Cuda się zdarzają, a TY według mnie jesteś jednym z nich. Dziękuję, że mnie wspierasz swoimi komentarzami. Kocham Cię!! :****
Kinia*** - Tak jak wspomniałam wyżej, bez Ciebie także nie pisałabym. Jesteś ze mną od początku i dziękuję Ci za to ogromnie. Cieszę się, że wróciłaś do pisania, bo nie wiem czy wytrzymałabym bez Twojej twórczości. Dziękuję, że komentujesz mimo, iż czasem nie masz czasu. Kocham Cię!! :***
i nathan - Witam nową czytaczkę. Cieszę się, że spodobało Ci się moje opowiadanie. Postaram się także czytać Twoje w wolnych chwilach. Dziękuję za komentarz! ;**
Kasia Puczyńska - Ciebie także witam na moim blogu. Zaczęłam czytać Twoje opowiadanie w szkole i spodobało mi się. Będę śledziła dalsze losy bohaterów. Dziękuję za komentarz! :**

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Rozdział 47

- Co ty za bzdury pleciesz.
- Sama nie wiem.
- Wiesz, że nie będę się wtrącał między was, ale chcę z nim pogadać.
- Rób co chcesz. Ja jestem cierpliwa. Poczekam.
- Ale jeśli Młody cię zrani, to nie ręczę za siebie.
- Spokojnie. Jakoś to będzie.
W tym momencie do pokoju wszedł Seev, a za nim lekarz. Jay podniósł się.
- Dzień dobry – przywitał się.
- Witam, witam. Proszę zostawić nas samych.
Chłopcy posłusznie opuścili pokój.
- Znowu się widzimy. Jak brzuch?
- Dobrze. A nawet bardzo dobrze. Wcale już nie boli.
- Cieszę się. Co ci dolega tym razem, że się tak wyrażę?
- Hmm. Sama nie wiem. Zmokłam trochę przez tę ulewę i zaczęłam kichać. Chłopcy martwili się, więc pana wezwali.
- Sądząc po wyglądzie, czyli zaczerwieniony nos oraz oczy, może to być zwyczajne przeziębienie. Proszę otworzyć buzię.
Zrobiłam co kazał i sprawdził mi gardło.
- Tak jak myślałem. Przypiszę ci leki i za parę dni powinno wszystko wrócić do normy.
- Dziękuję, że pan przyjechał.
- Nie ma sprawy. Wiesz, że jesteś moją ulubioną pacjentką. Do widzenia – powiedział i uśmiechnął się wychodząc.
- Do widzenia – odpowiedziałam, a po chwili do pokoju wbiegli chłopcy.
- Co ci jest??
- Grypa??
- Ospa??
- To coś poważnego??
- Spokojnie! Chłopaki, nic mi nie jest to tylko przeziębienie.
- Uff – odetchnęli z ulgą.
- To my sobie pójdziemy. Odpoczywaj – powiedział Seev i cała piątka ulotniła się.
Poprawiłam sobie poduszkę, usiadłam i włączyłam laptopa. Po chwili jednak ktoś znów mnie nawiedził. To był Nathan.
- Przyszedłem po nagrodę.
- Przykro mi, ale termin ważności minął.
- Heej. Ale tak na serio, to co ci jest?
- Tak jak mówiłam, przeziębienie.
- Mogliśmy poczekać…  – skrzywił się.
- Daj spokój. Wiesz, że nie lubię gdybania – uśmiechnęłam się, by poprawić mu nastrój.
- Kocham twój uśmiech – powiedział i przybliżył się, aby obdarować mnie pocałunkiem.
Czułam smak jego ust. Nie mogłam się od niego oderwać. Brakowało mi tego uczucia. Uczucia bezpieczeństwa, bliskości kogoś, kto da mi szczęście. Od pewnego momentu w moim życiu przestałam ufać chłopakom. W Polsce miałam jednego, który niby odwzajemniał moje uczucie, ale wiedziałam, że coś jest nie tak, jak ma być. Unikał mnie, a z czasem w ogóle zaczął mnie zbywać. Kochałam go, jak jeszcze nikogo innego. Byłam w niego zapatrzona i świata poza nim nie widziałam. Robiłam co chciał. Zawsze. Pewnego dnia przestałam się do niego odzywać i po tygodniu przyszedł do mnie, by mnie przeprosić. Wręcz błagał o wybaczenie. Uległam mu. Następnego dnia odbył się festyn. On był zapowiadającym młodych artystów ze szkoły. Pod koniec występów zaprosił mnie ( ku mojemu zaskoczeniu ) oraz jakąś blondynkę na scenę. Nie miałam zielonego pojęcia, o co mu chodzi. Powiedział do mikrofonu „ Oto moja dziewczyna” i podszedł całując mnie w usta. Nie powiem. romantyczne, to to nie było. Następnie podszedł do blondynki powiedział „ A oto moja NOWA dziewczyna” i pocałował ją namiętnie. Serce pękło mi wtedy na miliony maleńkich kawałeczków. Mój świat legną w gruzach, upokorzył mnie na oczach tylu ludzi... Uciekłam stamtąd i od tamtej pory nie odzywałam się do nikogo przez miesiąc. Nawet do James'a. Po tym czasie powoli wyrzuciłam mu wszystko, co gnieździło się we mnie do tej pory. On wspierał mnie i pocieszał ile tylko mógł. Jestem mu za to wdzięczna. Po dwóch tygodniach wyjechałam do Warszawy na operację, a później do Londynu.
Nathan objął mnie w talii, a ja poczułam przyjemny dreszczyk. Nie chciałam tego kończyć. Nigdy. Czułam, gdzieś tam w środku, że w nim znajdę oparcie, że on zawsze będzie przy mnie. Oderwaliśmy się od siebie i chłopak uśmiechnął się zniewalająco. Odwzajemniłam mu się tym samym.
- Kocham cię i nigdy nie opuszczę – powiedział.
Po moim policzku spłynęła łza, którą chłopak otarł.
- Ja ciebie też kocham.
- Pójdę już. Odpocznij trochę.
Uśmiechnął się na odchodne i wszedł. Ja weszłam na pocztę, odpisałam przyjaciółkom, wyłączyłam laptopa i położyłam się. Nawet nie wiem w którym momencie zasnęłam.

Z perspektywy chłopaków:

                  Nath wyszedł z jej pokoju, a my porwaliśmy go na małe pogadanko. Wcześniej jeszcze odprowadziliśmy lekarza do drzwi i gdy Młody szedł do siebie napadliśmy na niego.
- Heej, spokojnie. Co wam odbija?
- Musimy pogadać – zakomunikował Max.
- Jak to mówicie, to zaczynam się bać…
- Chodzi o Anię… - zaczął Jay z nadzieją w głosie, że Nathan dokończy za niego wiedząc, o co mu chodzi.
- …i?
- Chodzi o…
- No gadaj!!
- Nie drzyj się.
- No to słucham.
- Do cholery, czemu nie zapytałeś Anię o bycie razem?! – denerwował się Loczek.
- Ymm…, no tak. Wiedziałem, że kiedyś się skapniecie i zaczniecie wypytywać.
- To?

_______________________________________________________
No, jakoś wybrnęłam :) 
Nie będę go lepiej komentować, bo oberwę... :D
Dziękuję za poprzednie fenomenalne komentarze ;*** Kocham was!!
Dedykuję:
karolina15 bo wiernie czekała aż dodam rozdział i co po chwilę odświeżała moje opowiadanie ;** Kocham Cię i nie bój nic trzymam kciuki za środę!! :*:*:*:*

niedziela, 24 czerwca 2012

Rozdział 46

- Dobry pomysł.
- Ta dziewczyna rzeczywiście zawróciła mu w głowie.
- I to jak.
- Dobra, chodźmy na TV.
Zeszliśmy na dół i ruszyliśmy do kuchni po coś do picia, gdy nagle ktoś z hukiem trzasnął drzwiami. Odwróciliśmy się i ujrzeliśmy Anię i Nath'a ociekających wodą.

Z mojej perspektywy:

- Czy wyście powariowali? – krzyknął Jay i zaraz do holu wbiegły Marta i Jane.
- Matko Święta! – lamentowała pierwsza.
- Max, skocz po koce! – rozkazała druga.
- Co wam strzeliło do głowy? – pytał Tom.
- Nic, po prostu zaczęło padać, więc… Aaa psik!!
- To raczej dobrze nie wróży – powiedział Max niosący koce.
Jay natychmiast wyrwał mu je i okrył mnie jednym, drugi zaś podał Nathan'owi.
- Szybko, idźcie się przebrać – ponaglała Jane.
Kątem oka spojrzałam na Nath'a, a ten tylko się do mnie uśmiechnął. Jay złapał mnie za rękę i zaciągnął do łazienki na piętrze. Po chwili przyniósł mi jakieś ciuchy i wyszedł. Ja umyłam się i przebrałam w suche ubrania. Niestety, co raz, to mocniej kichałam. Musiałam się przyznać sama przed sobą, że się przeziębiłam. Pech to pech. Zeszłam na dół do jadalni, gdzie chłopcy siedzieli w „nieładzie”.  No cóż, siedzieli, jak siedzieli. Max stał oparty o ścianę, Tom chodził nerwowo po pokoju, a Jay wpatrywał się w przestrzeń za oknem. Jedynie Seev siedział spokojnie na krześle. Gdy Loczek spostrzegł, że przyszłam ocknął się.
- O, jesteś.
- Jak się czujesz? – zapytał Tom.
- A jak mia… Aaa psik!!
- Siadaj. Pij póki gorące – powiedziała Marta niosąc herbatę.
Posłusznie usiadłam i objęłam rękoma cieplutki kubek.
- Zapytam po raz drugi. Co wam strzeliło do głowy?? – zapytał Tom.
Otwierałam usta, by coś powiedzieć, lecz ktoś mi przerwał.
- A ja odpowiadam ci, że zaczęło padać, to schroniliśmy się w szopie. Nie zanosiło się na koniec ulewy, więc postanowiłem, że pobiegniemy do domu.
Odwróciłam się i zobaczyłam Nath'a. Dziwiło mnie, czemu powiedział „postanowiłem”? Przecież to MY tak pomyśleliśmy. Chciał wziąć całą winę na siebie? Ale jaką winę? Przecież nikomu się nic nie stało.
- Jesteś nieodpowiedzialny – podsumował Jay.
- Ale dlaczego wy się tak wściekacie? Wszyscy żyją – bronił się Nathan.
- Wiesz, że z takiej nagłej zmiany temperatury można się nieźle rozchorować?
- Jay! Daj sobie spokój. Wiem, że martwisz się o mnie i traktujesz jak członka rodziny, ale to nie powód, żeby obarczać Nath'a o coś, co jeszcze się nie sta… Aaa psik!!!
- Jeszcze? Widać, że już jesteś chora.
- Ale to nie jego wina! Gdybym wiedziała, że będzie padać, to bym przecież nie wychodziła na zewnątrz!
- Eh… Przepraszam. Poniosło mnie. Martwię się o ciebie – powiedział Loczek, po czym podszedł i mocno mnie przytulił – Ale teraz idź do łóżka. Ja zadzwonię po lekarza.
- Dobrze – odpowiedziałam i udałam się do swojego pokoju.
Będąc przy drzwiach zobaczyłam idącego za mną Nath'a.
- Przepraszam, że przeze mnie się rozchorujesz.
- Nath, przecież to nie twoja wina, mówiłam już – uśmiechnęłam się.
- No nie wiem…
- Ale ja wiem. No nie smutaj – pocałowałam go w policzek.
- Można jeszcze jednego?
- A zasłużyłeś?
Chłopak jak na zawołanie wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju na łóżko. Przykrył mnie kocem i pobiegł na dół. Wrócił z kubkiem herbaty, który postawił na szafce, a następnie usiadł na kraju łóżka i uśmiechnął się.
- A teraz? Zasłużyłem?
- Haha, kochany jesteś i owszem zasłużyłeś.
Chłopak zbliżył się do mnie, ujął moją twarz w dłonie i powoli przymierzał się, by mnie pocałować, gdy nagle do pokoju wparował Jay.
- Lekarz zara…
- Jay! – krzyknął Nath – Mam cię nauczyć pukać?
- No przepraszam, ale ty Młody wracaj do siebie, bo się jeszcze zarazisz.
- Jeśli mam się zarazić od niej to z chęcią zostanę.
- Nath, idź. Proszę – powiedziałam uśmiechając się – przynajmniej ty bądź zdrowy.
- Ehh… Ale później przyjdę po nagrodę – puścił mi oko.
- Dobra, dobra. Chodź – gorączkował się Jay.
Chłopak wyszedł z pokoju, a Jay zajął jego miejsce.
- I co? Zapytał??
- Ale co.
- No czy będziecie razem.
- No… nie.
- Ja sobie z nim pogadam…
- Nie!! Może nie jest gotowy? Może… zastanawia się, czy jestem tą, której może zaufać…

_______________________________________________________
Otoż kolejne... wymysły mojego mózgu ;D. Życzę miłego oraz przyjemnego czytania. Dziękuję, że mnie tak podnosicie na duchu cudnymi komentarzami. Jesteście kochane po prostu jak jeszcze nikt ;****.
Dedykuję go nowej ( mam nadzieję ) czytaczce:
Lena...........xd - cieszę się, że zaczęłaś czytać. Każdy nowy czytacz to dla mnie banan na twarzy. Liczę, że ci się spodoba. Z góry dziękuję za wszystko ;**

 co za mina XD ;****

sobota, 23 czerwca 2012

Rozdział 45

                  Obudziłam się o 11:00. Nieźle. Podniosłam się i powoli zaczynałam sobie przypominać przyczyny mojego wyglądu. Następnie poszłam wziąć prysznic i wykonać poranną toaletę. Następnie ubrałam się w krótkie, zielone spodenki i biały T-shirt z nadrukiem. Włosy spięłam w koczka i ogarnęłam trochę pokój. Gdy skończyłam zeszłam do jadalni. Chłopcy już zajadali się goframi. Na mój widok wszyscy się wyszczerzyli. Usiadłam obok Nath'a, a Jane podała mi śniadanie.
- Co dziś czynimy? – zapytał Seev.
- Ja dziś nie robię nic.
- Popieram Max'a.
- Należy nam się leniuchowanie, no nie?
- I to jak.
- Tobie to akurat.
- No co. Napracowałem się przy kręceniu klipu – odpowiedział Jay.
- Chyba nie za śpiewanie – śmiał się Tom.
- Ja przynajmniej nadrabiam wyglądem.
- Odezwał się chodzący drób.
- Lepszy drób niż dziewczyna – odgryzł się Loczek.
Tom się wściekł. Ukroił troszkę gofra, nabrał na widelec, naciągnął jednym palcem za koniec sztućca i wystrzelił prosto w czoło Jay'a.
- Jak ja ci…
- Nie bić mi się! – krzyknęła Marta.
- Masz szczęście – syknął Loczek.
Tom wystawił mu tylko język i wrócił do jedzenia. Ja i reszta chłopców tylko się z nich śmialiśmy. Gdy razem z dziewczynami posprzątaliśmy po śniadaniu postanowiłam się przewietrzyć. Wyszłam na zewnątrz i udałam się pod wierzbę. Usiadłam na ławce, oparłam się, odchyliłam głowę do tyłu i przymknęłam oczy. Powoli zaczęły nawiedzać mnie wspomnienia. Nath, mostek, Angelika… W pewnym momencie odczułam na sobie czyjś wzrok. Otworzyłam oczy i ujrzałam uśmiechniętego Nath'a.
- Ładnie to tak? Podglądać kogoś?
- Jak już, to PRZYglądać - uśmiechnął się
- Tak też nie ładnie – odpowiedziałam i podeszłam do niego.
- Jakie ja mam szczęście – powiedział chłopak.
- Jakie?
- No ciebie – uśmiechnął się, a następnie chwycił moje dłonie i położył je na swoich ramionach tym samym przyciągając mnie do siebie. Spojrzał mi głęboko w oczy i musnął moje usta, po czym czule mnie pocałował. Odwdzięczyłam mu się tym samym.
- Wystarczy, jak na jeden raz – powiedziałam odrywając się od niego.
- Tak mało? Ja chcę jeszcze.
- Musisz zasłużyć – uśmiechnęłam się i zaczęłam uciekać. Po chwili chłopak zaczął mnie gonić. Potknęłam się i sturlałam w dół po trawie. To było coś wspaniałego. Może i trochę głupie, ale ile dawało radości. Podniosłam się i poczułam spadające krople deszczu. Najpierw jedna, potem druga i trzecia, a po chwili już nieźle padało. Razem z Nath'em podbiegliśmy do jakiejś szopy z drewnem i schroniliśmy się pod daszkiem. Rozpadało się na dobre, a do domu było około dwustu metrów.
- Nieźle – burknęłam.
- Musimy poczekać – powiedział Nath rozglądając się po niebie.
- Hmm. Jakąś godzinę?
- No, ważne, że z tobą – uśmiechnął się.
- Znalazł się romantyk od siedmiu boleści – droczyłam się.
- Ale za to twój romantyk.
- A no to już co innego – zaczęliśmy się śmiać.
Zaczęło padać coraz mocniej, a końca ulewy widać nie było.
- A tak serio, to masz przy sobie tela? Bo ja nie wziąłem.
- Niestety, ja też nie wzięłam.
- Mamy tylko jedno wyjście. Przecież nie będziemy tutaj tak stać.
- Racja.
- Masz tu moją bejsbolówkę – powiedział chłopak podając mi kurtkę.
- A ty?
- Nic mi nie będzie.
Złapał mnie za rękę i pobiegliśmy do domu. Myślałam, że gorzej już lać nie może, ale rozpadało się jeszcze bardziej. Dwa kroki i byliśmy cali mokrzy. W połowie drogi zaczęłam kichać. No pięknie. Jeszcze tego brakowało, żebym się przeziębiła. Gdy dobiegliśmy do domu, z impetem wpadliśmy do środka. Podnieśliśmy głowę i zobaczyliśmy czwórkę zaskoczonych chłopaków.

Z perspektywy chłopców:

                 Siedzieliśmy sobie w pokoju mulata i gadaliśmy trochę.
- Co z Młodym? – zapytał Jay.
- Właśnie. Ciekawe, co oni robią w taki deszcz.
- Ale coś z nim nie tak?
- No raczej. Wiecie, że oni nie są razem?
- Taa, jasne.
- Przecież prawdę mówię.
- Ale… no przecież… co?!
- Byłem wczoraj u Ani i zapytałem, to powiedziała, że nie zapytał jej o to.
- Pogięło go, czy jak? – dziwił się Seev.
- Najwyraźniej.
- Może zapomniał.
- Przypiekło cię Tom? Jak można o takim czymś zapomnieć.
- Trzeba z nim pogadać i uświadomić mu, że ma pod nosem najwspanialszą dziewczynę na świecie i jak na razie nie robi nic, by ją przy sobie zatrzymać – powiedział Max.

_______________________________________________________
 Ufff, z wielkim trudem, ale dodałam. Może na razie nic się nie dzieje, ale już niedługo ;)
Kocham Was czytacze moi najukochansi.
Dedykuję ten rozdział ostatnim osobom, które pozostawiły komentarz tzn :
Kocham Was dziewczyny!!!!!!!!!!!!! ;**************

czwartek, 21 czerwca 2012

Rozdział 44

                 Po wszystkim poszliśmy się stroić, bo zbliżała się 18:00. Włożyłam jasne rurki oraz granatową tunikę i byłam gotowa. Nagle ktoś zapukał i wszedł do pokoju. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechającego się do mnie Jay'a.
- Hej – powiedział.
- Hej.
- Jak tam?
- Dobrze. Cieszę się, że Nath jest taki wyrozumiały.
- Ja chyba zabiję Max'a. Co mu odbiło?
- Nic, po prostu tak wyszło. Nie chciał tego, wiem to.
- Skoro tak uważa moja młodsza siostra.
- Dokładnie. Tak uważa twoja młodsza siostra.
- A... wy…
- Wysłowisz się?
- Jesteście parą? – walnął prosto z mostu.
- Ymm… nie.
- Nie zapytał cię o to? Żartujesz.
Pokręciłam głową.
- Nieźle. Jeszcze nigdy tak się nie zachowywał.
- Nie rozumiem.
- Nathan już taki jest, że trudno mu mówić o uczuciach. Przychodziło mu to z trudem, ale z zapytaniem o bycie razem problemów nigdy nie miał.
- Może... woli związek bez zobowiązań…?
- Nie… chyba nie.
- Chyba? – przestraszyłam się.
- Nie, nie. Na pewno nie. Wszystko będzie git, zobaczysz.
- Zobaczę, zobaczę – uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Chodźmy na dół. Pewnie na nas czekają – powiedział Loczek i zeszliśmy do jadalni.
- To jak, jedziemy? – niecierpliwił się Seev.
- Jedziemy – powiedział Max i razem z dziewczynami ruszyliśmy do autobusu. Ja i Nath trzymaliśmy się z tyłu.
- Wybaczysz mi?
- Ale co mam ci wybaczyć? – zapytałam zdezorientowana.
- Moje zachowanie. Chłopcy powiedzieli mi, jak było. Gdybym został… gdybym poczekał te kilka minut, zobaczyłbym jak się odsuwasz. Nie płakałabyś przeze mnie. Głupio mi...
- Nathan – powiedziałam i złapałam go za ramiona – wiesz, nie lubię gdybania. Tak miało być. To ja powinnam cię prosić o wybaczenie. Wcale nie powinnam dopuszczać do takiej sytuacji.
Chłopak podniósł wzrok, który po chwili utkwił na moim czole. Domyśliłam się, że patrzy na limo, które zatuszowałam tyle, ile się dało.
- Co ci się stało? – zapytał.
Odruchowo dotknęłam uderzone miejsce i poczułam przeraźliwy ból.
- To... uderzyłam się w szafkę.
- Nie kłam.
- Ja nie…
- Idziecie?! – krzyknął Jay.
Kiwnęliśmy głową i posłusznie udaliśmy się do autobusu. Chłopaki razem z Martą i Jane usadzili się w salonie i uruchomili TV, a ja poszłam do kuchni po coś do picia. Gdy wyciągałam szklankę usłyszałam, jak ktoś zamyka drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam Nath'a.
- Nie dokończyliśmy naszej rozmowy – powiedział.
- Mówię ci, że uderzyłam się w szafkę, gdy wyciągałam bluzkę – uśmiechnęłam się.
- Kłaamieesz.
- Ale… no dobra, masz mnie.
- A więc?
- Eee… no, gdy biegłam do ciebie, gdy zobaczyłeś mnie i Max'a…, to przewróciłam się na schodach…
- Osz kurde – podszedł i przytulił mnie – To przeze mnie.
- Nie prawda. Przecież sama się przewróciłam.
- Ale biegłaś do mnie, a mogłem zostać – powiedział i pocałował mnie w bolące miejsce.
- Nie ustąpisz?
- Nie – odpowiedział szczerząc się.
Ja tylko dałam mu buziaka w policzek i razem z nim dołączyłam do reszty.
                 Na miejscu byliśmy punktualnie. Wyszliśmy z autobusu i udaliśmy się do studia. Marc przywitał nas serdecznie i poszliśmy do sali, w której mieliśmy obejrzeć klip. Rozsiedliśmy się wygodnie i operator odtworzył teledysk. To były trzy najbardziej niezwykłe minuty w moim dotychczasowym życiu. Efekt ich pracy był niesamowity. Noc, lampy, fajerwerki i oni. Pięciu przystojniaków wydobywających z siebie niesamowite dźwięki. Sceny, w których śpiewał Nathan powalały mnie na kolana. W jednym momencie pokazane było, jak prawie całuje jedną blondynkę. Wzdrygnęłam się, na co Nath jeszcze bardziej mnie przytulił. Ogarnęłam się w środku, bo przecież było to nagrywane zanim wyznałam mu swoje uczucia. Gdy klip dobiegł końca zaczęliśmy piszczeć i bić brawo. Wszyscy się wyściskaliśmy, a następnie chłopcy jednym przyciskiem wrzucili do sieci oficjalny teledysk, a zarazem i nową piosenkę „Lightning”, która byłam pewna, że odniesie sukces. Później poszliśmy na ciacho i około 23:00 wróciliśmy do domu. Tak, jak stałam rzuciłam się na łóżko i zasnęłam.

_______________________________________________________
Dodałam!! To już coś. Tak się zastanawiam czy go nie zakończyć w sensie opowiadania, bo wakacje i mało czasu i wiecie jak to będzie. No nie wiem zobaczę czy zakończę czy przerwa wakacyjna będzie. Nie wiem. Ale życzę miłego czytania. 
Dedykuję:
Kika.
Anku ;D
kocham was wszystkie ;*****

niedziela, 17 czerwca 2012

Rozdział 43

Z mojej perspektywy:

- Chłopaki…, co jest? – zapytałam niepewnie.
- Emm… - zaczął cicho Tom.
Dopiero teraz zauważyłam Jay'a wpatrującego się w… czapkę Nath'a leżącą na ziemi!
- Chłopaki błagam, powiedzcie, że…, że jego…, że on tego nie widział… - słowa coraz ciężej przechodziły mi przez gardło.
- Niestety…
- Nie! Błagam. Nie! – krzyknęłam i ze łzami w oczach pobiegłam do pokoju chłopaka.
Ja nie chciałam go pocałować. Mówiłam mu prawdę, że go kocham. W oczach miałam pełno łez, przez co obraz mi się zamazywał i prawie nic nie widziałam. Biegnąc po schodach przewróciłam się z hukiem uderzając głową o stopień. Na chwilę mnie zamroczyło, ale zebrałam się i pobiegłam do Nath'a. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, ale musiałam mu to wyjaśnić. Zapukałam. Nic. Cisza. Wiedziałam, że mi nie otworzy.
- Nath, proszę wpuść mnie. To nie tak. Ja go nie pocałowałam. Ani on mnie. Przecież kocham ciebie. Nie kłamałam, proszę – osunęłam się w dół po drzwiach. Cały czas płakałam.
- Do niczego nie doszło. Kocham ciebie… tylko ciebie…
Siedziałam tak pod jego pokojem. W pewnym momencie przyszli chłopcy.

Z perspektywy chłopaków:

                 Gdy wróciliśmy, Seev stał nieruchomo i głupio wpatrywał się w jeden punkt. Podeszliśmy do niego i kiedy spojrzeliśmy tam gdzie on, szczena nam opadła. Zobaczyliśmy Anię i Max'a przymierzającego się, by ją pocałować. Nie wiedzieliśmy, co o tym myśleć. Przecież ona kocha Młodego. Gdy nam to mówiła, w jej oczach i głosie nie dało się wyłowić choćby cząstki kłamstwa. Była szczera. A to? To nie tak. To nie ona. Całkiem zapomnieliśmy o tym, że był z nami Nath, lecz przypomniał nam o swojej obecności, gdy rzucił z całej siły czapką o ziemię i poszedł szybkim krokiem do domu. W tej samej chwili Ania odsunęła się od Max'a i ten opamiętał się. Wyszli z autobusu i gdy dziewczyna zobaczyła nasze wyrazy twarzy oraz czapkę chłopaka, czym prędzej do niego pobiegła.
- Max! Odbiło ci?! – krzyknął Jay.
- Zapomniałem się... – powiedział cicho chłopak.
- Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś? Wiesz, ile zajęło im wyznanie sobie swych uczuć? Wszystko zepsułeś!
- Jay, uspokój się.
- Jak mam być spokojny?! Wiesz, co ona przeżywała?! Wiesz, jak się czuła?! Nie! Teraz, gdy wszystko powoli zaczynało się układać, ty to wszystko zjebałeś!! Ja nie wiem, jak ona to zniesie.
- Spokój!! Max nie chciał.
- Ja do Ani nic nie czuję. Nic! Myślicie, że specjalnie tak postąpiłem? Przecież nie zrobiłbym tego Nathan'owi. Jest moim przyjacielem. Tak wyszło...
- Teraz masz to wszystko wyjaśnić. Ania jest dla mnie jak młodsza siostra i nie pozwolę, żebyś zniszczył jej szczęście.
Uspokoiliśmy ich trochę i razem poszliśmy do Młodego. Gdy szliśmy po schodach zobaczyliśmy, że Ania siedzi skulona pod drzwiami pokoju Nath'a. Płakała. Kiedy Loczek to zobaczył, rzucił Max'owi mordercze spojrzenie i podbiegł do dziewczyny.
- Ania… nie płacz. Proszę. Będzie dobrze, dopilnuję tego. Zobaczysz.
- Ja go nie zdradziłam – krzyczała płacząc.
- Wiemy, widzieliśmy wszystko – powiedział Tom.
- Nath do cholery! Rusz dupę i wyjdź! To nie było tak, jak myślisz – darł się Seev.
- Młody, przecież wiesz, że bym ci tego nie zrobił.
Po słowach Max'a nastała niezręczna cisza. Ania płakała, Jay ją obejmował, a my staliśmy, tępo się w nich wpatrując. Nagle drzwi się otworzyły i Ania upadła na plecy, prosto pod nogi Nathana. Dziewczyna natychmiast się podniosła, stanęła naprzeciw niego i cała zapłakana zaczęła się tłumaczyć.
- Nath… ja go nie pocałowałam. Naprawdę. Proszę, uwierz mi… kocham cię… nie zrobiłabym ci tego… – teraz już rozpłakała się na dobre.

Z mojej perspektywy:

                  Stojąc tak naprzeciw niego, chciałam mu wszystko wyjaśnić, wytłumaczyć, ale z moich ust zdołało się wydobyć jedynie kilka słów, nim się rozpłakałam. Cały czas patrzyłam mu w oczy, chciałam żeby zobaczył, że mówię prawdę. Gdy wszystko jakoś zaczęło się układać, znowu coś poszło nie tak. Nie chciałam obwiniać Max'a, ale i ja i on wiedzieliśmy, że to jego wina. On do mnie nic nie czuje. Widziałam to po jego oczach. Trudno. Jak to mówi moja mama, tak miało być. W pewnej chwili poczułam, że chłopak mocno mnie przytulił. Zdziwiłam się, bo pierwszy raz widziałam, żeby to chłopak rzucał się na szyję dziewczynie, a nie na odwrót, ale nie przeszkadzało mi to. Poza tym lubię wyjątki.
- Przepraszam – wyszeptał – Zachowałem się jak dureń. Powinienem wiedzieć, że mnie kochasz, że to na sto procent prawda. Ale gdy was zobaczyłem, emocje wzięły górę i… zamiast zostać, wyjaśnić, to zachowałem się jak tchórz i uciekłem. Kocham cię – po tych ostatnich słowach przytuliłam się do niego.
Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie.
- Młody – zaczął Max – ja nie chciałem. Nic do niej nie czuję. No tak wyszło, ale nie pocałowałem jej. Odsunęła się ode mnie. Możesz być pewien, że jest w tobie zakochana na zabój. Wybacz mi.
Nathan podszedł do niego i chłopcy rzucili się sobie w objęcia.
- Pewnie, że ci wybaczam stary.

_______________________________________________________
Proszę, kolejny rozdział. Jestem happy, że ktoś to czyta, i to mnie motywuje ;) za niedługo powinnam wrócić do normalności. Kocham Was ;*****