- Sam chciałbym to wiedzieć … Wracaliśmy do domu i
gadaliśmy sobie. Jay zapytał o coś Nath'a i czekał na odpowiedź, której nie
otrzymywał. Okazało się, że młody śpi, lecz gdy go poszturchaliśmy, by się
obudził, nic się nie działo. Nie dał rady nawet podnieść głowy…
Po tym , co mi powiedział… po prostu rozpłakałam się
jeszcze bardziej. Schowałam twarz w dłonie i modliłam się, by nie było to nic
poważnego. Po chwili usłyszeliśmy kroki i jakieś głosy. Max uchylił drzwi i
powiedział, że to lekarz. Zerwałam się na równe nogi i wybiegłam z pokoju
wymijając Max'a. Byłam już pod drzwiami pokoju chłopaka, gdy ktoś złapał mnie za
rękę. To był nie kto inny, jak Max.
- Nie możesz.
- Ale…, on tam… nie rozumiesz? Nie widziałeś go?!
- Nie krzycz, uspokój się – powiedział i przytulił mnie
delikatnie.
- Max… ja nie chcę go stracić… w żaden sposób…
- Ciii… nic mu nie będzie.
Usiedliśmy na podłodze opierając się o barierkę. Po 10
minutach wyszedł lekarz. Natychmiast się podnieśliśmy.
- Co z Nath'em? – zapytałam zdenerwowana.
- Na szczęście to nic poważnego. Jest to najzwyklejsze
przeziębienie.
- Słucham?!
- Już tłumaczę. Organizm Pana Sykes’a wysyłał pewne
sygnały, że coś jest nie tak, czyli złapał jakąś bakterię. Mogły to być chwile
osłabienia lub napady nieuzasadnionego zmęczeni. Nie wiem. On to zignorował, na
co organizm zareagował właśnie tak. Chodzi o to, iż potrzebował leku, odpoczynku.
To nie było nic poważnego w porównaniu z tym, jak to wyglądało. Przypisałem mu
lekarstwa i radziłbym jak najszybciej je wykupić, by taki „atak” się nie
powtórzył.
- Ale to tylko przeziębienie, tak? Nic więcej mu nie
dolega?
- Tak. To tylko przeziębienie. Jak już mówiłem, to nagłe
osłabienie było tylko sygnałem dla pana Sykes’a, że nie jest on zdrowy i
potrzebuje on odpoczynku.
- Dobrze. Dziękujemy panu, już po raz kolejny –
uśmiechnął się Max i razem z resztą chłopaków poszedł odprowadzić lekarza.
Ja skorzystałam z okazji i zakradłam się do Nath'a.
Delikatnie zamknęłam za sobą drzwi i po cichu podeszłam do łóżka. Chłopak spał,
a przynajmniej tak mi się zdawało, bo gdy usiadłam na krześle obok łóżka, ten
odwrócił się w moją stronę i delikatnie uśmiechnął.
- Ania… - szepnął.
- Cii, nic nie mów.
- Ty… – podniósł się – ty płakałaś…?
- Nie. Zdaje ci się – spuściłam głowę.
Chłopak zbliżył się do mnie. Chwycił i podniósł mój
podbródek, by spojrzeć w moje zaczerwienione i mokre od płaczu oczy.
- Płakałaś… – powiedział ledwo słyszalnym głosem – Przeze
mnie?
- Nie, nie przez
ciebie. Po prostu… martwiłam się. Gdy zobaczyłam, jak chłopaki cię prowadzą pod
ręce… tak się bałam – z moich oczu ponownie polały się łzy.
- Nie płacz, proszę… nic mi nie jest.
Resztkami sił podtrzymywał się na łokciach, jedną ręką nieustannie
podtrzymywał podbródek, jakby bał się, że już nigdy na mnie nie spojrzy. W jego
oczach widziałam zmęczenie… ogromne zmęczenie jak i wysiłek. Chciałam to
przerwać, lecz zobaczyłam, że on tego bardzo chce… że tego potrzebuje, że ten
pocałunek będzie dla niego jak lek. Byliśmy tak blisko, gdy ktoś nagle z hukiem
otworzył drzwi. Odsunęliśmy się od siebie. A kto wparował do pokoju? No
przecież, że Max.
- Yyy…, Ania chodź. Nathan musi odpoczywać.
- Niech zostanie…
- Młody, jeszcze nie raz się zobaczycie.
- On ma rację – powiedziałam to z musu, bo tak naprawdę
bardzo chciałam przy nim zostać.
Wyszłam z pokoju. Wcześniej posłałam Nath'owi uśmiech na
odchodne. Chciałam pójść do pokoju, lecz chłopak mnie zatrzymał. Stanął
naprzeciw mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Czyżby powtórka z rozrywki…?
- Nic mu nie będzie – odezwał się – to tylko
przeziębienie. Nie martw się.
- Max… daj mi spokój… – powiedziałam spuszczając głowę i wyrywając
swoją rękę z jego uścisku. Być może próbował mnie zatrzymać, wołał mnie, ale ja
go nie słuchałam. Miałam dość. Każdego, wszystkiego… nie wiem czemu, ale
najbardziej jego. Jakby nie chciał, żebym się w ogóle dowiedziała, co Nath'owi dolega.
W pokoju zażyłam leki i położyłam się do łóżka.
Obudziłam się wcześnie. Noc, tak jak i poprzednie została wpisana do
księgi nieprzespanych. Wstałam z wielkim trudem. Cała obolała ruszyłam do
łazienki. Przetarłam oczy i zamurowało mnie na widok tego, co zobaczyłam. Nie wiedziałam,
czy to sen, czy to dzieje się naprawdę. Uszczypnęłam się parę razy. To jednak
nie sen. To, co mnie zaskoczyło, to sam Nath siedzący, a raczej śpiący na
fotelu. Co on tu robi? Na litość boską, on jest chory! Może to i nie jest poważne,
ale te wczorajsze objawy… budzić go, czy nie. Postanowiłam przykryć go kocem. Ale
zaraz. Jeśli chłopaki wstaną i zobaczą, że nie ma go w pokoju… przyjdą tu… Max oczywiście
spojrzy na mnie tym swoim morderczym spojrzeniem i znowu będę miała wyrzuty sumienia,
jak wczoraj, gdy przyszedł po mnie, bo siedziałam u Nath'a. Postanowiłam go
obudzić. Podeszłam i lekko szturchnęłam go w ramię. Chłopak nabrał powietrza i
powoli otworzył oczy. Gdy spojrzał na mnie, tymi swoimi zielono – szarymi
paczadłami, po raz kolejny ugięły się pode mną kolana. Utrzymała
się w pozycji stojącej i czekałam co zrobi.
- Wstałaś już?
- Nathan, co ty tutaj robisz? Jesteś chory, powinieneś
leżeć w łóżku.
- Nie mogłem bez ciebie wytrzymać. Wczoraj, gdy Max kazał
ci wyjść…, chciałem żebyś została, lecz wiedziałem, że on nie odpuści… Już taki
jest… Martwi się za wszystkich. Może tego nie pokazuje…, ale w środku to on wojnę
przeżywa, gdy któryś z nas jest chory, czy coś w tym stylu.
- Musisz wrócić do siebie.
- Zaraz to zrobię.
Chłopak podniósł się i podszedł do mnie.
- Nigdy więcej masz przeze mnie nie płakać. Jakikolwiek byłby
to powód. Dobrze?
- Dobrze – uśmiechnęłam się.
Nath jedną rękę położył na mojej talii, drugą zaś na moim
policzku. Przyciągnął mnie do siebie i powoli zbliżał swoją twarz do mojej. Uśmiechnął
się i delikatnie mnie pocałował. Brakowało mi tego. Miękkość jego ust, ten
zapach, oddech. Tak długo nie zaznałam przyjemności odczuwania tego. Odsunęliśmy
się od siebie i mocno się do niego przytuliłam. Następnie odprowadziłam
chłopaka do jego pokoju, a sama poszłam zrobić mu śniadanie.
_______________________________________________________
Już tłumaczę to " co mu jest?!?" Zaskoczyłam Was, no nie? Mam nadzieję, że nikt mi tam na zawał nie padł, bo jeśli, to już jadę z reanimacją. Dziękuję za poprzednie komentarze!! Buziaki dla moich czytaczy ;***
Dziękuję także za głosy udzielone w ankiecie:
Super! - 43 (91%)
Fajne ;) - 2 (4%)
W miarę - 0 (0%)
Beznadzieja - 2 (2%)
Jestem zaskoczona, że aż 47 osób zagłosowało! Szok, szok szok. Jeśli ktoś ma jakiekolwiek uwagi, to proszę je podać w komentarzu, Jestem otwarta na każde "ale" ;) Dziękuję, już po raz kolejny, ale nie wiem jak się Wam odwdzięczyć. Dziękuję ( znowu ) także za ponad 7000 wyświetleń :O :O :O. Moje oczy wyszły z orbit ;***.
Dedykuję wszystkim, którzy do tej pory zostawili po sobie ślad w postaci komentarza:
hilal (komentarz pod rozdz. 9)
Jane
GFox1619