wtorek, 22 maja 2012

Rozdział 21

W domu TW:

                 Przyjechaliśmy i rzuciliśmy się na sofę w salonie. Nawet nie zdjęliśmy butów.
- Jestem taaaki zmęczony – jęknął Tom.
- Ciekawe czym.
- Noo, tym chodzeniem i w ogóle.
- Masz dziewczynę? – ocknął się Jay.
- A wiesz, że mam? – podniósł się Tom.
- Kim ona jest? – zapytał Max z uśmiechem.
- Ona… Ymm… Jest szczupła, ma blond włosy i... jest modelką.
- Tom, nie wiedzieliśmy.
- Wiecie, że jest u nas w domu? Oto ona! – wskazał na miotłę stojącą w kącie. Spojrzeliśmy na niego i całą piątką wybuchnęliśmy śmiechem. Śmialiśmy się tak przez pół godziny.
- Tak na serio – zaczął „zajęty” Tom – to dziewczyny nie mam i na razie mieć nie zamierzam.
- Uuu, jaka deklaracja.
- Ciii – upomniał resztę Seev – Lecą „Igrzyska Śmierci”.
- Dobra, dobra.
Uspokoiliśmy się i zagłębiliśmy się w film. Skończyliśmy o 13:50.
- Ciekawy film – rzucił Jay.
- Ciekawy? Ciekawy?! To był nieprawdopodobny seans, dostarczający niewiary…
- Skończ! – przerwał Tom – Seev, wiemy, co chcesz powiedzieć. Mówisz to po każdymjomych. LLlllL.
- Tak w ogóle, to która godzina?
- Za pięć dru… O cholera!
- Ania!
- Ej, spokojnie. Nic się chyba takiego nie strasznego stanie, jeśli spóźnicie się z 10 minut – uspokajał Max.
- Srutu - tutu, ja tam wolę być na czas.
- No, Jay ma rację – przytaknął Nath.
- To my w trzech zostaniemy i upichcimy coś.
- Tylko błagam was, nic nie kombinujcie. Nie chcemy, żeby znowu ktoś trafił do szpitala – ostrzegł Nathan.
- Młody, spokojnie. Wiesz, z kim rozmawiasz? Z mistrzem wschodniej kuchni – chwalił się Seev.
- Dobra, dobra. Jak wrócimy dom ma być na miejscu. Jasne?
- Jasne Panie Kapitanie Jay! – zasalutowali jednocześnie Max, Siva i Tom.
- Dzieci. No po prostu dzieci – powiedział Loczek i wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do jego samochodu i ruszyliśmy.

W szpitalu:

                  O dziwo dwie kobiety nie pytały o nic. Trochę się uspokoiłam i zaczęłam szkicować jakieś obrazy. Ostatnio dużo myślałam o tym, co by było, gdybym powiedziała Nathan'owi, co do niego czuję. Pewnie uznałby mnie za kolejną chorą fankę i nic by sobie z tego nie zrobił. Nie chcę stracić ich – a zwłaszcza jego – jako znajomych. Jeszcze z nikim się tak nie rozumiałam, jak z nimi.
                  W pewnej chwili do sali weszli Nath i Jay z lekarzem. Uśmiechnęłam się na ich widok.
- Jak tam? – pytał Loczek.
- A dobrze, dobrze – odłożyłam szkicownik na szafkę i podeszłam do lekarza – Chciałam panu bardzo serdecznie podziękować za wszystko, co pan dla mnie zrobił.
- Ależ nie ma za co. To mój obowiązek – powiedział doktor i uśmiechnął się do mnie.
Jay zaniósł moje rzeczy do samochodu, ja zarzuciłam sobie torbę na ramię i ruszyliśmy do wyjścia. Usiadłam z tyłu samochodu, a Jay za kółko. Nagle zauważyłam, że zostawiłam szkicownik na szafce.
- Jay, poczekasz? Zapomniałam zabrać szkicownik.
- Ja ci go przyniosę – zaoferował się Nath.
- Nie, zostań. Pójdę.
- Siedź! Ja pójdę – uśmiechnął się jeszcze i pobiegł do szpitala.
- Przecież bym się przeszła – powiedziałam do siebie.
- Młody jest ostatnio jakiś taki… nie wiem, inny.
- Ja tam nie wiem – uśmiechnęłam się do niego – A… co z Matt’em?
- Z Matt’em?
- Z tym, co zlecił mnie porwać na basenie.
- Aaa. Wtedy, kiedy cię zabrali, komisarz zdążył mi powiedzieć, że on i jego koledzy byli już karani. Teraz trafią do paki.
- A Ala? – zapytałam niepewnie.
- Też ją zamknęli. Mieli dzwonić, co do wyroku – tłumaczył Jay.
- Mhmm.
- A powiedz, mogłabyś się zakochać w Nathanie?
- Ja… Czy ja wiem… no… nie wiem – zaskoczył mnie – A skąd to pytanie?
- Bo widzę jak na niego patrzysz – uśmiechnął się.
Czułam, że chłopaki i tak kiedyś się domyślą, więc postanowiłam, że powiem mu prawdę.
- Dobra, chcesz znać prawdę? To ci powiem.

Z perspektywy Nath'a:

                  Gdy miałem wsiadać do samochodu, Ania spostrzegła, że zostawiła swój szkicownik w szpitalu. Zaoferowałem się, że po niego pójdę. Wszedłem do budynku i odszukałem salę, w której go zostawiła. Zabrałem go z szafki i ruszyłem do wyjścia. Nie mogłem się oprzeć i zaglądnąłem do środka. Zatkało mnie. Seev miał rację. Takiego talentu jeszcze nie widziałem. Przewróciłem kartkę i zobaczyłem… siebie? Wow, narysowała mnie, ale z jaką dokładnością. Znowu przewróciłem i na następnej stronie były już narysowane tylko szkice twarzy. Hmm… Tom? Nie wiem. Obok narysowała nas wszystkich, a u góry napis „ The Wanted”. No nie wie… Aał. Tak się zamyśliłem, że w kogoś wpadłem. Otworzyłem oczy i zobaczyłem młodą pielęgniarkę i mnóstwo rozsypanych kartek. Podniosłem się i pomogłem wstać dziewczynie.
- Przepraszam. Zagapiłem się. Nic ci nie jest?
Ona patrzyła na mnie cały czas, pokręciła tylko głową na znak, że nie.
- Pomogę ci – powiedziałem i zacząłem zbierać porozrzucane kartki. Dziewczyna chyba nie zrozumiała słowa pomoc, bo stała i gapiła się jak ją wyręczam. Skończyłem i wręczyłem jej to, co pozbierałem. Podniosłem jeszcze szkicownik i ruszyłem do drzwi. Kiedy byłem już na schodach (a było ich niewiele), drzwi szpitala otworzyły się z hukiem i wybiegła z nich ta sama dziewczyna, na którą przed chwilą wpadłem. Podbiegła do mnie i zarzuciła mi ręce na szyję.
- Ej, co…
- Ja, bardzo panu dziękuję za pomoc, jestem Angelika – powiedziała i pocałowała mnie czule.
Co to ma być? Szczena mi opadła, a raczej szkicownik, który upadł na ziemię, znowu. Natychmiast oderwałem się od niej.
- Hej! Co to ma być? – prawie krzyczałem.
- No jak to co – uśmiechnęła się słodko – takie małe podziękowanie. Mam tu tylko praktyki, więc jakbyś chciał się spotkać, to szukaj mnie w centrum.
- Dziewczyno! Po pierwsze, zabierz te ręce – zdjąłem jej ręce z moich ramion – Po drugie, jeśli na coś liczysz, to jesteś w błędzie, a po trzecie – żegnam.
Podniosłem zeszyt i ruszyłem do samochodu.

Z mojej perspektywy:

- Odkąd pierwszy raz zobaczyłam Nath'a, no… zakochałam się w nim. Na początku odpychałam od siebie tę myśl, oszukiwałam samą siebie. Ale teraz już nie potrafię. Dotarło do mnie, że zakochałam się w nim i nic na to nie poradzę. Tylko proszę cię, nic mu nie mów.
- Czyli jednak – uśmiechnął się przyjaźnie.
- Niestety.
- Nie bój nic. My nigdy nie wtrącamy się w czyjeś życie, na przykład, jeśli któryś z nas się zakocha, nie swatamy go na siłę. Sam musi do tego dojść, nauczyć się. Pogadać z nim można, ale nic więcej.
- Dziękuję.
Jay odwrócił się i szukał czegoś w komórce.
- No gdzie on jest – powiedział – ile można przynosić zwykły szkicownik?
Nagle drzwi szpitala trzasnęły i wyszedł Nath. Za nim wybiegła jakaś dziewczyna i… pocałowała go. Serce mi zmiękło.

_______________________________________________________
Proszę bardzo ^^ trzymam kciuki, że będzie się podobał ^^
Tak wgl to cieszę się, że dotrwałam ( DZIĘKI WAM!!! ) aż do 21 rozdziału DZIĘKUJĘ ;***
Od dzisiaj będę dodawać pojedyncze dedykacje dla tych, którzy pozostawili jakiekolwiek komentarze ;**
Zacznę od mojej Najukochańszej Roślinki, mojej dawki szczęścia
Anku ;D - gdyby nie Ty, pewnie nie pisałabym dalej tego bloga. Twoje komentarze dodają siły, otuchy i namawiają do dalszego pisania. Nie wiem jak Ty to robisz, ale zawsze czekam na Twój komentarz pod postem. Dziękuję, że jesteś ze mną i wspierasz mnie w dalszym pisaniu. Masz dar i umiejętnie go wykorzystujesz ( nie zaprzeczaj!!! ) KOCHAM CIĘ ;*****


5 komentarzy:

  1. Ten rozdział jest boski
    kocham Cię za to że tak cudnie piszesz
    ach ona się buja w nim
    OMG pisz next bo nie wytrzymam
    mam nadzieję ze z tym pocałunkiem się wyjaśni wszystko
    Wiem że to już ci chyba mówiłam ale jesteś zajefajną pisarką ;))
    Kocham Cię ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dosłownie moje korzonki puściły!!!
    Rozrosłam się jak nigdy dotąd ;)
    Dajesz mi tyle szczęścia pisząc to opowiadanie, ze nawet sobie tego nie wyobrażasz ;*
    Dzięki Tobie moje owocki rosną ;D
    A każda dawka nawoziku i podlewania wywołuje na mojej twarzy uśmiech, który nie chce zejść przez bardzo długi czas ;)
    Choć czasami doprowadzasz do zrujnowania moich owocków, poprzez kończenie w takich momentach jak ten!!!! To i tak Cię uwielbiam, bo wiem, że za moment dostanę taki nawozik, że mi wszystkie listki pospadają z radości ;)
    A czytając dzisiejszy rozdział powalił mnie na gałązki ;P
    To że w końcu przyznała się że kocha Natha było cudowne ;)
    Ale końcówka jak zwykle specjalnie taka żeby mnie denerwować ;P
    No ale cóż taki to już Twój wspaniały urok ;*
    Trzeba czekać i starać się podtrzymać te moje biedne owocki do następnego rozdziału ;D
    PS. Kochanie dziękuję Ci za tak wspaniałą dedykacje, na którą nie zasłużyłam ;* Bardzo się cieszę, że moje komentarze sprawiają Ci radość i pomagają Ci ;) Oczywiście, że będę tu z Tobą! Będę zawsze i możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji!
    Kocham Cię bardzo Robaczku Ty mój ;*****
    A tak nawiasem mówiąc co do tego mojego daru rzekomego to nowego bloga właśnie założyłam ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. GENIALNE !
    Dziewczyno , masz talent . :D
    Uwielbiam czytać twoje opowiadanie , jest niesamowite .
    Kocham Cię normalnie .
    Czekam na next'a . :P

    OdpowiedzUsuń
  4. cudownie!!!:))))
    no ale co to za dziewczyna??
    i już nie moge się doczekać co się stanie!!:)))
    pisz szybko;))
    Jane

    OdpowiedzUsuń
  5. Super.
    Co za suka z tej laski..
    Jak ona tak mogła.. No jak się pytam .? :)
    Na stos z nią . :D
    Pisz szybko następny <3
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń